2/29/2016

Źle wydany pieniądz! Czyli AA i Biały Jeleń się nie popisały.

Mam nadzieję, że tym postem zapoczątkuję serię, w której będę prezentować niewypały kosmetyczne powszechnie znane jako buble.  Mam najszczerszą nadzieję, iż postów tego typu będzie możliwie mało bo to średnia zabawa wcierać w siebie balsam ze świadomością, że najlepiej pastowałoby się nim buty:P Wiadomo, że najczęściej to co boli, to źle ulokowane bądź wydane pieniądze.
Pretendent numer jeden do mojej prywatnej statuetki dziadostwo! to produkt, który kuku mi bezpośrednio nie zrobił. Zużyłam go bez większych ekscesów. To się zapytacie po jaką cholerę zawracam Wam gitarę i mędzę, że on taki be?.. Mowa jak po zdjęciu się domyślacie jest o żelu pod prysznic z firmy, która jak mi się wydawało do tej, pory słynie z kosmetyków delikatnych i naturalnych. O jakże daleka byłam od prawdy! Żel ładnie się pieni (nie dziwota), pachnie lekko troszkę niczym męski krem pod prysznic. Niżej zamieszczam skład:
Pewnie wali Was po oczach wspaniały SLS który kompletnie jest odradzany osobom o skórze atopowej. No i jakim cudem ten produkt jest dedykowany skórze wrażliwej? Propylene Glycol? Cocamide DEA? Przecież tego już w niektórych częściach świata nie wolno używać:/ Resztę przeuroczego spisu składników sobie daruję, bo wspólnie osiwiejemy dochodząc do końca litanii. Tak więc od dziś choćby nie wiem jaka obietnica widniała na opakowaniu to i tak będę zerkać na skład. Nie narzekam tu na działanie kosmetyku lecz na iluzję, która została stworzona by zapewnić nas, iż ten kosmetyk "jest lepszy niż inne". Smuteczek.

Biorę dwa głębokie wdechy i jadę do mojego następnego 'milusińskiego'. Firma AA zafundowała nam krem B.B.- taka tam gra słów:P Ma być on multifunkcyjny i przynosić natychmiastową ulgę. Przy tym cwaniaczku w skład nie będę się wtranżalać a raczej się skupię na tym co robi. Albo co miałby robić a nie robi;) Albo czego nie powinien. :/

Ogólnie jego działaniem jestem załamana. Ma odżywiać, zapobiegać wysuszaniu, przywracać zdrowy wygląd skórze i wiele innych. Butle 400ml zakupiłam za jakieś groszowe sprawy, co prawda ale już chyba wiem skąd ta mega promocja:/ Balsam robi jedną rzecz: zostawia film na skórze wyczuwalny nawet po 18h. Może i to miało jakoś powodować, że będzie on 'chronił skórę przed wpływem czynników zewnętrznych'. I to tyle. Dwa tygodnie stosowania i moja skóra, mam wrażenie jest bardziej wysuszona niż na początku. Trochę jak popękana powierzchnia pustyni. Pod prysznicem czuję jak tłusta warstwa się uaktywnia i muszę ją szorować. Zapach żurawiny? Eee...
Butli nie zużyłam. Szkoda mi było wywalić utopione w niej piniądzory tak więc wręczyłam mojej koleżance-ochotniczce butlę i dałam im błogosławieństwo. I wiecie co? Ona zadowolona, że balsamik przyjemniutki, że ładnie pachnie i miło się na skórze 'układa'. Tak więc co kraj to obyczaj a co człowiek to opinia.
Reasumując: dla mnie balsam był na tyle nijaki, że aż zabrałam się o nim napisać i swojego zdania nadal będę się trzymać. I dalej podtrzymuję poszukiwania czegoś, co faktycznie sprawi, że moja skóra będzie gładziutka. I już chyba znalazłam ale nie zgadniecie co u mnie sprawdza się najlepiej... Sama jestem zaskoczona ale o tym to już wkrótce.