4/28/2017

MOJA OPINIA: Sylveco, lipowy płyn micelarny

Na początku było Sylveco, potem Biolaven, a teraz Vianek. Jak oni będą w takim tempie rozwijać marki to skończę z problemem, co wypróbować później. Do zakupu nakłoniła mnie filozofia firmy by bazować na naturalnych składnikach.
CENA: od 14zł za 200ml
DZIAŁANIE: płyn robi to co porządny micel powinien: zmywa skutecznie pełny makijaż, a wierzcie, że w kosmetykach się nie ograniczam:) Dodatkowo nie odczuwałam żadnego uczucia ściągnięcia na buzi. Micel zrobił mi małą niespodziankę, a mianowicie troszkę się pienił podczas zmywania makijażu. Nie uznaję tego w żadnym wypadku za wadę. O mnie za mnie, płyn może i zmieniać kolor na wszystkie barwy tęczy, byleby był delikatny i skuteczny.
OPAKOWANIE: ciemna chroniąca przed wpływem światła butelka. Lekka i poręczna. Niestety na zatrzask wieczka chodzi dość mocno.
WYDAJNOŚĆ: starczył mi na miesiąc używania raz dziennie.
ZAPACH: jak dla mnie zdecydowanie dominuje zapach aloesu.

Największa wada?
Szybko się kończy. Z chęcią zobaczyłabym wydanie maxi:)
Wyjątkowa zaleta?
Delikatny dla oczu, posiada także dobry i krótki skład.
Podsumowanie.
Pomimo, że płyn skończył się pieronem:P to powróciłabym do niego. Przekonuje mnie, że w sposób delikatny usuwa makijaż, nie podrażniając w żaden sposób ani cery, ani oczu. Dodatkowo uważam, że cena tych 14zł jest rewelacyjna, patrząc co dostajemy. Kosmetyk który bije na głowę dość sporą część innych, mających czelność zwać się 'eko'. Dostajemy 12-sto składnikową listę, którą sami jesteśmy w stanie zweryfikować, nie uciekając się do tajemnych ksiąg kosmetologów. Lipowy płyn micelarny zdał egzamin śpiewająco, właśnie dzięki niemu z ogromną chęcią wypróbuję inne kosmetyki z tej marki.
Najbardziej boli mnie to, iż istnieją kosmetyki także bazujące na naturalnych ekstraktach, a ich koszt przekracza jakoś 100-krotnie wartość tego powyżej;)

4/24/2017

MOJA OPINIA: Sanctuary Spa Covent Garden, zestaw Just Because...

Marka Sanctuary Spa dopiero od niedawna jest dostępna w Polsce i na chwilę obecną tylko w Hebe. Są to kosmetyki z wyższej półki, a ich znakiem rozpoznawczym jest oryginalny zapach i nietypowe formuły.
Powiem dwa słowa o samej marce, bo jeżeli rzucicie się w poszukiwaniu informacji, to znajdziecie najpewniej tylko oficjalną stronę producenta. Sama marka bierze swoje początki w roku 1977
i faktycznie miejscem jej powstania jest SPA, co od razu przywodzi na myśl odnowę, pielęgnację
i relaks.
Zostałam w szoku, kiedy zobaczyłam jak popularna jest ta marka w Anglii. Wchodzicie na stronę producenta, a tam setki opinii od użytkowników. Jeżeli ktoś zna chociaż w podstawowym stopniu język angielski to zachęcam do poszukiwań.
Zdecydowanie tym, co wyróżnia Sanctuary Spa jest zapach. Mieszanka niczym prosto z wykwintnego flakonu perfum gdzie przenikają się nuty patchouli, drzewa sandałowego, wanilii, grejpfruta, róży jaśminu i wielu innych. Wszystko to daje mieszankę dość niepowtarzalną i bardzo oddziałującą na zmysły.
Marka dysponuje szerokim asortymentem: od kremu do rąk, przez produkty kąpielowe, cudowne peelingi (!) oraz skoncentrowane balsamy. Proponuję osobiście w sklepie się z tym zapoznać chyba, że ktoś wyrazi chęć to mogę się rozpisać w osobnym poście.
Drugą ważną rzeczą charakterystyczną dla Sanctuary Spa Covent Garden są gotowe zestawy prezentowe. Dziś omówię jeden z nich. Nierzadko się zdarza, że ktoś kupuje zestaw produktów
w mniejszym wydaniu, a później przepada urzeczony ich działaniem i kupuje pełną serię:)

Na pewno coś co wyróżnia zestaw to ładne kartonowe opakowanie zwieńczone wstążeczką. Kolory charakterystyczne dla marki, całość lekko dziewczęca. Regularna cena takiego kompletu to ok. 59zł. Natomiast dobrze radzę śledzić promocje w Hebe, gdyż 40% to nie lada gratka. Ja za swój zestaw zapłaciłam ok. 35zł w promocji.
W skład wchodzą:
- oczyszczający żel do mycia ciała, 75ml,
- delikatny peeling do ciała, 50ml,
- luksusowe masło do ciała, 50ml,
- aksamitny krem do rąk, 30ml.
Mam wrażenie, że w zestawie znalazło się to co najlepsze. Zacznę od tego, co zrobiło na mnie baaardzo dobre wrażenie.
Oczyszczający żel do mycia ciała. Gęsta formuła wzbogacona o perełki z olejkiem sezamowym i jojoba. Masując ciało nie musimy się martwić, że kuleczki 'nie pękną' a całość trafi do odpływu. Mikro perełki roztapiają się bez troski z naszej strony. I tu uwaga: jest to pierwszy żel pod prysznic, który sprawił, że moja skóra bez użycia balsamu po kąpieli, była niesamowicie gładka
i nawilżona! Bez bajery. Osobiście jestem w szoku. Jeżeli trafię kiedykolwiek na promocję, to na pewno zdobędę ten kosmetyk. Jego gęsta formuła jest niecodzienna, trochę jakbyśmy używały takiej nie do końca stężonej galaretki. I myślę, że w tym jest klucz do sukcesu, a kolejnym plusem duża wydajność.
Luksusowe masło do ciała jest hitem wśród kosmetyków pielęgnacyjnych Sanctuary Spa, a to ze względu na jego skuteczne działanie. Poza tym ma na swoim koncie wiele nagród, które świadczą o zadowoleniu konsumentek. Myślę, że bogata formuła zawierająca m. in. masło shea, olejek macadamia, olejek ze słodkich migdałów i witaminy decyduje o skuteczności tego kosmetyku. Jest do dla mnie idealny balsam na zimę, kiedy moja skóra wygląda niczym powierzchnia Sahary. Niestety na lato i upały mu towarzyszące będzie dla mnie zbyt treściwy.
Delikatny peeling do ciała. Coś co w swej prostocie jest genialne. Mało komu chce się robić peeling i poświęcać swojemu ciału dodatkowe 5 minut. A tu proszę- myjemy się i równocześnie delikatnie pozbywamy martwego naskórka. Świetne rozwiązanie dla leniuszków.
Aksamitny krem do rąk. Znowu to samo- niespotykana formuła. Coś w rodzaju jedwabistego musu. Pojemność 30ml jest idealnym towarzyszem do torebki. Często gdy aplikowałam krem, osoby wokół pytały się, co to za zapach.:)

Muszę jakoś podsumować ten niekończący się wywód. Ale jak skoro wszystko zostało już powiedziane? W moich zapasach kosmetycznych są jeszcze dwa produkty, o których nie wspomniałam, ale to zostawimy sobie na inną okazję. Powiem tak: markę i ich produkty lubię ta tyle by komuś je sprezentować. A jak wszyscy wiemy, kupujemy rzeczy sprawdzone, które nie zawiodą.
Miłego dzionka!

4/21/2017

MOJA OPINIA: Balea AQUA Nawilżający roll-on pod oczy z ekstraktem z alg

Wyprawa do Niemiec kosztowała mnie dużo wytrzymałości fizycznej ale i tak 'frunęłam" tam niczym gołębica (może nieco ociężała ale to pomijamy)- po prostu wiedziałam, że odwiedzę drogerię DM. Nie wspomnę o zapasach żeli pod prysznic na rok do przodu... Ale w końcu nie samymi tanimi żelami pod prysznic człowiek żyje. Bardzo zaciekawiła mnie ich seria pielęgnacyjna do twarzy. Ja jak to głupia istota uczyć się nie chciałam i z niemieckiego znam tylko Guten Tag i Milch:D Opakowanie wybrałam 'na oko'. Niebieski kolor mocno zasugerował funkcję kremu.

APLIKACJA: może się odbywać na dwa sposoby. Albo korzystamy z metalowej kulki, która zawsze jest przyjemnie chłodna i równocześnie wyciskając krem z opakowania, wmasowujemy go w skórę wokół oczu. Przy okazji wykonujemy masaż drenujący. Odczucie świeżości jest bardzo przyjemne. Drugi sposób aplikacji jest bardziej przeze mnie preferowany- nie lubię specjalnie sąsiedztwa metalowych elementów w okolicach moich patrzałek. Z tubki wyciskam odpowiednią ilość kremu
i go wklepuję bądź rozsmarowuję opuszkami palców.
CENA: było to nieco dawno ale sądzę, że nie więcej niż 3 euro czyli ok. 12zł.
DZIAŁANIE: odczuwalne natychmiast odświeżenie spojrzenia, nawilżenie i ulga. Troszkę jakbyśmy przemyli twarz chłodną wodą.
FORMUŁA: lekka, pomiędzy kremem a żelem, szybko się wchłania i uważam, że nie wpływa na utrzymywanie się korektora pod okiem w żaden sposób.
ZAPACH: brak, co jest zdecydowanym plusem. Mocno perfumowane produkty pod oko nie są wskazane w przypadku płaczliwych ocząt.

Największa zaleta?
Brak zapachu, który mógłby podrażnić dodatkowo oczy.
Podsumowanie.
Uważam, że krem przeznaczony jest dla osób z mało wymagającą skórą wokół oczu. Zadowolone będą osoby młodsze, szukające produktu odpowiedniego dla ich wieku i potrzeb- lekkie nawilżenie i raczej nic poza tym. Krem świetnie sprawdzi się także na okresy letnie, nie obciążając delikatnej skóry wokół oczu. Kosztował on ok 12zł więc nie spodziewałam się cudów na kiju. Uważam, iż
w stosunku do ceny sprawdził się bardzo dobrze. Ja będę mimo wszystko szukać produktu, który przez dłuższy czas będzie nawilżał i pielęgnował skórę wokół oczu.

4/20/2017

Nowości. Po przerwie zdrowotnej.

Niestety, nie będą to nowości ani lutego ani marca. Potraktuję to zbiorczo. Jak wiecie od dziś jest -50% w Rossmannie gdzie nie mam niestety zamiaru szaleć.
Ostatnie dwa miesiące ucztowały w interesujące promocje w perfumeriach i drogeriach, którym nie sposób było się oprzeć. Coś dla ciała i.. dla twarzy.;)
Wiodącą prym w kosmetykach opalających jest marka St. Tropez. Do dyspozycji mam delikatny peeling oraz stopniowo opalający balsam do ciała pod prysznic w odcieniu medium. Dwie pomadki Clinique. Na Clinique Pop Liquid Matte w numerze 01 polowałam od 4 miesięcy. Drugą sztukę myślę, że przeznaczę na prezent.
Coś dla ciała, a więc walkę z moją odwieczną zmorą cellulitem zaczynam ramię w ramię (albo udo w butelkę) z marką Collistar i ich osławionym kriożelem. Ponoć mrozi do szpiku kości;)
Yoskine i ich balsam ujędrniający- będę go stosować do brzuszka, może pomoże skórze się zregenerować i odzyskać sprężystość. Na chwilę obecną musi poczekać aż blizna się bardzo dobrze zagoi.
Dwie miniatury marki Collistar: głęboko nawilżająca maseczka do twarzy z wodą z magnolii (z różową nakrętką) oraz słynna bogata i super odżywcza pomada do ciała w mini wydaniu.
Krem pod oko z Collistar'a z kwasem hialuronowym i peptydami z serii Pure Actives miałam okazję wypróbować szybciej i uwielbiam ten krem! Pluming Gloss to błyszczyk w przepięknym różowym kolorze, który daje efekt chłodzenia i lekkiego mrowienia przez co nasze usta są wygładzone i wypełnione (wiem bo już też używałam;)).
Dwie miniaturki z Clarins są prezentami przy zakupie mojego upragnionego podkładu Everlasting w kolorze 103 (no przecież że najjaśniejszy). Skusiłam się także na podkład rozświetlający od Dr Irena Eris. Szkoda, że na dzień dobry wiem, iż będzie za ciemny :/. Polska marka, a kolory jak dla wybrzeża Florydy.
A tu chyba najbardziej użytkowe rzeczy typu: tonik do twarzy z Lidl'owskiej marki Cien za 5zł oraz bronzer za 4zł:D. Dalej płyn micelarny od Loreal Paris w nowym wydaniu. Oby ten sprawdził się równie dobrze jak jego poprzednik. Clarena i maska algowa ze śluzem ślimaka- próbowałam i mój zapał został ostro zgaszony. Catrice i nowy płynny kamuflaż w odcieniu 005 daje mi nadzieję, że to wreszcie będzie odpowiedni kolor. Pomadka Sylveco jest moim ulubieńcem do pielęgnacji ust, a to po prostu jej kolejny egzemplarz. Babuszka Agafia- mają takie ceny, że nie potrafiłam się powstrzymać by po prostu wyjść o pustych rękach. Delikatny szampon przeciwłupieżowy oraz balsam do włosów- aktywator wzrostu. Nowy podkład z Rimmel'a Fresher Skin w najjaśniejszym odcieniu 001. Kupując go miałam nadzieję na leciutki, niewyczuwalny podkład na skórze z myślą o lecie. No i kultowy produkt do skórek od Sally Hansen- będzie u mnie na wieki bo już wiem, że jest straszliwie wydajny.
Troszkę się tego uzbierało. Pora ze wszystkiego korzystać i mam na dzieję, cieszyć się tym.

Od dziś wyczekana przez wszystkie maniaczki makijażu promka w Rossmannie, więc przypuszczam, iż wysypie się multum postów na temat zakupów. Czekam, chwalcie się co fajnego upolowałyście:) Ja stałam dziś w sklepie i odkładałam produkty z koszyka-trzeba w końcu nad sobą panować ;)