6/20/2016

Płyn micelarny z olejkiem od Garniera moim mistrzem!

Sierota pojechała w góry. Znaczy plan zakładał wjazd rowerem na leśną ścieżkę. Kiedy zaczęły się skały to rower był tylko obciążeniem. Wszystko cudownie, po łzach nienawiści (a później radości) że stawiłam się w hotelu cała bez dziury w głowie zobaczyłam się w lustrze. Począwszy od butów poprzez całe łydki byłam w samarze rowerowym:'( 10 minut drapania paznokciami pod prysznicem nic nie dało. No przecież nie pojawię się na basenie z wyglądem menela:/ Wtem słyszę "może weź jakiś ten swój specyfik, jak to Ci z twarzy ten kit usuwa to może se smarem też sobie poradzi". I wiecie co? Poradził bez mruknięcia.
Na początku dwufazowa formuła mnie wcale nie przekonywała, ale że jeszcze nie trafiłam na kompletną wtopę do demakijażu z tej serii od Garniera to postanowiłam zaszaleć:P
CENA: od ok. 15-22zł za 400ml.
FORMUŁA: dwufazowa to widać gołym okiem. Tłustej warstwy dostajemy znacznie mniej ale coś czuję, że to ona mi zostanie na sam koniec chociaż zawsze dokładnie mieszam produkt. Czy jest tłusta na twarzy? Nie tak klasycznie. Zaraz po przemyciu nasączonym wacikiem czujemy leciutki tłuszczyk lecz po chwili ładnie płyn się wchłania i nie pozostawia lepkiej warstwy.
SKUTECZNOŚĆ: absolutna. Nie spotkałam się z czymś w mojej kosmetyczce czego nie ruszył. Wybaczcie ale jak zmył smar do roweru... to chyba poradzi sobie z eyelinerem, co?
WYDAJNOŚĆ: nadal twierdzę, że troszkę mniejsza od klasycznej różowej wersji micelarki Garniera. Mam także wrażenie, że używam większej ilości płatków by dokładnie zmyć makijaż ale tego już nie wiem czy przez ten czas stałam się tak dokładna czy produkt po prostu potrzebuje większej jego dawki.
ZAPACH: jako że jestem najgorszym na świecie opisywaczem zapachów to sobie daruję. Ograniczę się do: owszem, ma zapach a jaki to już spróbujcie w drogerii.

Największa wada?
Ja poproszę ten specyfik jeszcze w wersji mini na wyjazdy! Jakbym jeszcze kiedyś wybierała się na rower... ;) Poza tym dla mnie wad brak.
Wyjątkowa zaleta?
Nie pozostawia obrzydliwej, tłustej warstwy, którą koniecznie musimy zmyć.
Podsumowanie.
Fajnie mieć jeden produkt do wszystkiego, a nie że oczy czym innym, twarz też czymś innym demakijażować. Super jest to, że Garnier dał znacznie mniejszą część oleistej formuły. Po wymieszaniu preparatu nie dominuje ona płynu micelarnego. Jak już wspomniałam olejki, które pozostają mimo wszytko na twarzy, szybko zostają wchłonięte. Produkt jest na prawdę bardzo dobry, po raz kolejny ukłony w stronę Garniera. :)

A Wy już go wypróbowałyście?

6/13/2016

Średniaki pustaki. Ziaja/Eveline/Nivea/Una/Inglot/L'biotica

Średniaki to kosmetyki, które zużyliśmy ale specjalnie nam w pamięć nie zapadną. Ja nazbierałam kilka takich okazów, a oto i one:
Na początek dwa produkty od L'biotica. Pierwszy z nich to głęboko oczyszczające plastry na nos.
Z tyłu opakowania obrazkowa instrukcja zastosowania. Fajnie bo plasterki mają być na dziobie ok. 15 minut więc nie za długo np. w porównaniu do czarnych chińskich masek, które potrafią zastygać 40min. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem producenta, iż przeznaczone są do " usuwania uporczywych, trudnych do usunięcia zaskórników i zanieczyszczeń". W takich przypadkach wierzę w inne typy oczyszczania;) Plasterki usuwają jakieś 5% wyhodowanych przeze mnie zaskórników;) Uznałam, że się nie poddam i znajdę jeszcze jednego testera- mój chłopak sprawdził się idealnie :D U niego efekt był podobny. To nie tak, że plastry kompletnie nic nie zdziałały, ale wynik po prostu okazał się bardzo mierny:/ .

Drugim produktem jest regenerująca maska do stóp także od L'biotica. I tu znowu lekkie fiasko. Stópki sobie wypeelingowałam, pozdzierałam i bach! Nałożyłam te nasączone serum skarpetki na 45 minut. Na początku podekscytowana myślę: cudo! I z gładkimi stópkami idę nyny. Niestety cały urok spłynął do ścieków wraz z porannym prysznicem. Myślę no nic- zrobię jeszcze jeden taki okład, może on jakoś pomoże. I znowu to samo- do pierwszego zmycia stopy są gładkie, potem efektu brak. I co? I chyba gliceryna zawarta na drugim miejscu w składzie daje efekt wygładzonych stóp a potem ją usuwamy wraz z kąpielą. Podsumowując to dość droga bajka, by wydawać tylko na stopy po ok. 25-30zł na tydzień (licząc po dwa zabiegi). Sądzę, że profesjonalny pedicure będzie bardziej opłacalny i długotrwały. Nie neguję kompletnie tego typu produktów do stóp natomiast nie ma co wierzyć, że zadziała magia i po dwóch użyciach macie stópki niemowlaczka.
Tu zaczniemy od prawej:
Nivea, ujędrniający żel-krem antycellulitowy Q10. Powiem tak: cellulit przy nim nie drgnął (no chyba, że jak biegłam:P). Producent zastrzega, że efekt ujędrnienia będzie po 2 tygodniach, a redukcji cellulitu po 3 tygodniach. Problem jest tylko jeden- do 3 tygodni to będziecie musieli kicać po nowe opakowanie bo specyfik jest mało wydajny. Do gustu przypadła mi jego formuła, faktycznie lekko żelowa, szybko się wchłaniająca i nie pozostawiająca filmu na skórze. Skóra na udach (bo tam go stosowałam) stała się wygładzona jakby poprzez nawilżenie ale jakiegoś widocznego efektu ujędrnienia po jednym opakowaniu nie zauważyłam, a obserwowałam bacznie ;)
Ziaja, żel myjący, normalizujący, liście manuka. O tym gagatku pełno na forach beauty. Jak dla mnie pozostawiał odczucie dobrze oczyszczonej skóry, mocno się pienił, niestety po umyciu dość silnie ściągał ale był mega wydajny i tani. To tylko żel więc zadanie swoje spełnił. Nie wrócę do niego bo chciałabym czegoś delikatniejszegona przyszłość dla mojej cery.
Ziaja, pasta do głębokiego oczyszczania twarzy, liście manuka. Pastę stosowałam raz na tydzień. Mikrogranulki (o których teraz głośno) mocno peelingują skórę, a więc dla wrażliwców średnio rekomendowany produkt. Pory są faktycznie oczyszczone. Do pasty może kiedyś wrócę, ale stosując ją tylko na moją nieszczęsną strefę T gdzie skóra jest skłonna do przetłuszczania i powstawania zaskórników. Nie wyobrażam sobie szorować mojej miejscowo naczynkowej cery:P
Od lewej:
Inglot, Liquid Eyeliner. Nie wiem, ale chyba to moje 4-te opakowanie. Jako szczyl tylko jego używałam i chyba wiem dlaczego. Bo jest prosty w obsłudze jak budowa cepa, a malowanie nim kresek to łatwizna. Niestety teraz ceny Inglota mnie zaskakują, to raz, a dwa moje oczekiwania względem trwałości nieco wzrosły. Mimo wszystko może kiedyś tam jeszcze raz spojrzę w jego kierunku:)
Eveline, Volumix Fiberlast. Maskara do rzęs z którą niejedno przeszłam. Jedni uwielbiają, drudzy nie akceptują. Mi w pamięć zapadnie jako ta, która czyniła moje rzęsy niczym pajęcze nóżki-może i długie ale mega cienkie. Poza tym w ciągu dnia traciła na intensywności koloru. Plusem jest dość gęsta, silikonowa szczoteczka. Gdy formuła tuszu odrobinę zastygła to na szczęście dało się budować drugą warstwę by rzęsy wyglądały jakoś bardziej przyzwoicie:/ Złote opakowanie? Fajnie, ale nie skusi mnie ono do ponownego zakupu tej maskary, zwłaszcza, że w kolejce do testowania czeka jej siostra:/
Essence, Get Big Lashes, triple black. Maskara jest na prawdę zacna. Po tak długim użytkowaniu,
a to już ponad pół roku nadal byłabym w stanie pomalować nią rzęsy. Jedno co mi nie podeszło to ogromna szczota. Szybciej zrobię nią sobie smokey eyes aniżeli wytuszuję rzęsy. Gdy tak
z ciekawości tą maskarę aplikowałam inną szczoteczką, to efekt był naprawdę bardzo ładny. Dla fanów dużych szczot jak najbardziej jest ona na tak. Wydajna, tania, nie zasycha za szybko, pogrubia.
My Secret, beżowa kredka na linię wodną. Chociaż ten oszczapek nie wygląda jakby kiedyś miał być kredką, to faktycznie takowe zadanie spełniał. Kredka bardzo ładnie wygląda na linii wodnej, otwiera optycznie oko. Jest tylko jeden mały problem: moje płaczliwe oczy pozbywają się jej w tempie natychmiastowym. Nie minie pół godziny, a ja już nie mam śladu po kosmetyku.
GlamSponge. Wybaczcie za jego wygląd ale to już sędziwy dziadziuś, którego za chiny nie potrafiłam doprać. Pomimo, że z gąbeczki z czasem zrobił mi się gniotek to i tak jej używałam bo była miękka. Teraz czas się rozstać po tak długim czasie użytkowania.
Una, cień do powiek 01. Nie wiem po dziś dzień co to za firma ale pewnie zdobyłam ją na Allegro. Cienie są średniej jakości, powiedziałabym, że adekwatne do niskiej ceny. Słabo napigmentowane. Nie używam ich bo mam parę zdecydowanie lepszych sztuk w zanadrzu.
Boots, Natural Collection, błyszczyk. Błyszczyk ma spore drobiny do których mam lekką awersje. Do tego klei się dość mocno i jest wyczuwalny na ustach:/ Do tego zapach słodkiego kleju:/ Bye.

Któraś ma podobne odczucia co do wymienionych kosmetyków? A może wręcz zupełnie inne? Chętnie się dowiem:)

6/01/2016

mat&PERFECT by deBBy

Cześć wróbelki-elemelki! :) Dziś może i nie mam wiele czasu ale za to wiele do przekazania. Na tapetę dziś idzie podkład matujący mat&PERFECT z marki deBBy. Coś już słyszeliście o niej?
U mnie pojawiła się recenzja matowej pomadki LipChubby Mat która nawiasem mówiąc, całkiem nieźle się spisuje po dziś dzień. Jak się u mnie pojawił ten podkład? Najnormalniej w świecie dostałam próbkę, a potem go zapragnęłam;). Przyznam się, że miałabym ciężko zawierzyć nieznanej mi ówcześnie marce, ale teraz chyba będę częściej 'ryzykować'.

A teraz przedstawię barwny opis fluidu ze strony producenta.
"Beztłuszczowy, pozostawia skórę perfekcyjnie matową, zapewnia idealne pokrycie przez cały dzień. Doskonale łączy się ze skórą nie tworząc efektu maski. Innowacyjne składniki: MIÓD MATTE-składnik pozyskiwany z kokosa oraz kwasów tłuszczowych miodu. Ma działanie regulujące poziom wydzielania sebum, dodatkowo nawilża i nawadnia skórę. LARICYL minimalizuje pory, ma działanie lekko ściągające i nawilżające. BETAINA pozyskiwana z buraków cukrowych, zwiększa nawilżenie i elastyczność skóry. Wzbogacony o ultradelikatne, mikro pudry."


Wiele i tak z tego nie załapałam ale wniosek: ma matowić, nawilżać i regulować wydzielanie sebum. Czyli podkład lekko pielęgnujący. Like it.
Najważniejsze:
CENA: od 34,99zł za 30ml w dół czyli w największym promo jakieś 17zł.
DOSTĘPNOŚĆ: tylko w SupherPharm. Nic więcej Wam nie pozostaje. Ale całkiem miłą odmianą są spore rabaty w ramach ichniejszego programu lojalnościowego tzw. karty LifeStyle
FORMUŁA/DZIAŁANIE: przez pierwszy miesiąc zakochałam się w tym produkcie. Mat na moim ówcześnie przetłuszczającym się ryjku był utrzymany niemal cały dzień. Kiedy tłuszczyk się przedostał na wierzch to podkład... wyglądał tylko lepiej-jakoś tak scalony z cerą i wyrównany. Używałam go dłuższy czas i np. w przeciwieństwie do AffiniMat'a wcale a wcale nie przesuszył, ani nie zapchał mi skóry. Jedyne przy czym miałabym się na baczności to czy polubi się z danym kremem jako bazą bo tu bywa różnie. Fluid nie należy to tych lejących, po minucie od aplikacji zastyga delikatnie na mat.
KRYCIE: cienka warstwa nałożona palcami delikatnie wyrówna koloryt, jest prawie niewidoczna. Fluid nałożony np. gąbeczką da jeszcze większe krycie ale tu już możemy się spodziewać, iż będzie bardziej widoczny na twarz.
OPAKOWANIE: plastikowa tubka, ot co, stojąca na zakrętce. Minusem jest to, iż nie widzimy ile jeszcze produktu nam zostało, lecz możemy go wydobyć z opakowania do ostatniej kropelki bo miękkie tworzywo da się łatwo przeciąć nożyczkami. Opakowanie nie wygląda wcale ekskluzywnie ale jak się przekonałam podczas niejednej podróży.... mam to w d*** jak wygląda- ważne, że mało waży. Ponadto produkt jako nowy, jest zafoliowany, więc żaden rzezimieszek drogeryjny nam paluchów w to nie wsadzi.
SPF: 15 :)
ZAPACH: zwykle podkłady pachną mi farbą olejną i nic tylko płoty malować. Tu spotykam się z subtelnym, lekko słodkim zapaszkiem:) Dzięki temu aplikacja staje się jeszcze przyjemniejsza.

Największa wada?
Może się zdarzyć, że nie polubi się z jakimś kremem:/ U mnie średnio pracuje z Bielendą (Super Power Mezo Krem).
Wyjątkowa zaleta?
Długo utrzymujący się matowy efekt. Ładnie i długotrwale 'nosi' bronzer, róż, rozświetlacz, sprawia, że produkty ładnie przechodzą jeden w drugi i jakoś tak scalają się :)
Podsumowanie.
Jednego do tej pory nie rozpatrzyłam bo i nie wiem jak, mianowicie chodzi o ścieranie. Producent nigdzie nie zapewniał jakieś ekstremalnej trwałości lecz u mnie podkład wytrzymuje spokojnie te 8h. Jak nie będzie nas swędział nos, a i łap nie będziemy pchać w okolice twarzy- wszystko zostanie nienaruszone. Jedyne miejsce u mnie gdzie się podkład ściera to nos- ja bez alergii czy kataru to nie ja. Jeżeli już fluid zniknie to nie pod postacią wyrwy w makijażu tylko tak... płynnie? Nie widać wyraźnej granicy:) Podkład bardzo lubię (i nie tylko ja). Szkoda, że wybór kolorystyczny ogranicza się do trzech numerków. Numer 01 (czyli mój) jest ładnym, jasnym z lekko żółtym tonem kolorkiem. Numer 02 wpada w tony różowe a 03 na pierwszy rzut oka niby bardzo ciemny to ładnie dostosowuje się do skóry (bez pomarańczowych refleksów).

Miłego dnia:)