2/23/2015

Zerujemy!

 Czyli denko nr 1/2015

Zmiany... Wszędzie zmiany. No i pierwsze wiosenne promienie słońca. To wszystko sprzyja porządkom a więc pora uszczuplić szafę z kosmetykami. 
Lubię akcje typu 'denko' bo to krótki opis danego kosmetyku, a przecież nie każdy z wymienionych tu zasługuje na pełną recenzję. W sumie można by streścić całe denko do opisu: tak, sprawdził się/nie, nic z tego. ;)

Jedziemy według numeracji:
  1. Szampon John Frieda, sheer BLONDE, go blonder Szampon dobrze sprawdził się jako zwykły produkt do mycia włosów. Nie zauważyłam łupieżu podczas jego stosowania. Włosy także dość dobrze się rozczesywały a przyjemny zapach umilał aplikację. Tylko jest jedno ale... jego cena regularna to ok 30zł za 250ml. Sporo? Jeszcze bym przeżyła (bo od czego są promocje) gdyby spełniał swoje główne zadanie. Podobno 'w widoczny sposób rozjaśnia włosy'. Tak właśnie, podobno. Nie zauważyłam by chociaż pojedyncze pasma zmieniły odcień. Nie pokuszę się więcej o zakup tego produktu. Będę po prostu szukać dobrej pielęgnacji ale w niższej cenie.
  2. Schwarzkopf Gliss Kur, ULTIMATE VOLUME, Regeneracja i objętość, łatwe rozczesywanie Odżywka bez silikonów, która działa błyskawicznie. Wystarczy 5 minut na włosach i rozczesywanie staje się bajecznie proste:) Nie obciąża włosów, są one przyjemnie miękkie. Do takiej odżywki mogłabym spokojnie powrócić chociaż wydajnością nie grzeszyła;) Może to też być w pewnym stopniu zasługa moich długich włosów, ale mimo wszystko porównując z innymi to wyczerpała się bardzo szybko.
    Kolejne 3 kosmetyki nie doczekały się osobnej recenzji ponieważ w żaden sposób nie zawróciły mi w głowie. Cała ta seria tworzona jest pod patronatem Rossman'a i dostępna chyba na każdą kieszeń.
  3. RIVAL de Loop, Clean&Care, Creme Peeling Peeling ma konsystencję faktycznie dość kremową ale za to już drobinki nie są tak drobno zmielone jak to jest napisane na opakowaniu. Wiem, iż nie przepadam za tak dużymi drobinkami kiedy część 'pouciekała' i masowałam gołymi opuszkami palców buzię. Zaciekawiło mnie jak będzie się sprawdzać zawartość prowitaminy B5 i hialuronu oraz peelingu z pestek moreli bo brzmi dość zacnie ale efektu WOW ciężko się dopatrywać.
  4. RIVAL de Loop, 24- HYDRO-KOMPLEX Miał być to przebój z podwójną dawką hialuronu oraz z pantenolem. Hitem się nie stał niestety. Na dzień żel się pod makijaż nie nadawał bo nie wchłaniał się całkowicie i nierównomiernie nałożony podkład był gwarantowany. Na noc już lepiej bo budziłam się z porządnie nawilżoną buzią. Czar pryskał niestety po zmyciu ochronnej warstewki. Zostawało może z 40% pierwotnego nawilżenia. Alkohol w składzie jest wyczuwalny. Z zapachu przypomina męski perfum. Żel zamknięty jest w szklanym opakowaniu z pompką co daje odczucie jakoby produkt był bardziej 'ekskluzywny'.
  5. RIVAL de Loop, Clean&Care, żel do mycia twarzy Nadaje się do pielęgnacji niewymagającej skóry. Poza tym pachnie mi trochę 'mydlanie' :/ Z głębszymi zanieczyszczeniami nie daje sobie rady. Dość wydajny.
  6. BOURJORS PARIS, healthy mix, Correcting CONCEALER  Mój kolor to nr 51. Początkowo używałam go z podkładem z tej serii. Oba produkty sprawowały się bardzo dobrze. Zastępcę tego korektora już mam w szafce, co dowodzi jak bardzo jestem z niego zadowolona. Świetnie się utrzymuje przez cały dzień, ma odpowiednie krycie. Żadne cienie pod oczami nie przebijają a i z zaczerwieniami daje sobie rady. Lekko zastyga i nie wchodzi w załamania. Dla mnie rewelacja.
  7. Lovely, Magic pen anti-redness
    Niedrogi ale i pojemność nie największa. Ciężko mi tolerować jego zapach. Typowy zielony korektor w płynie, wykręcany. Czasami sam mechanizm może szwankować, bo kręcę i kręcę i nic a potem... Mam tyle produktu, że nie wiem co z nim zrobić. Zapach mnie odrzuca więc do niego nie powrócę inaczej spisywałby się całkiem przyzwoicie jeżeli chodzi o kamuflowanie zaczerwienień.
  8. Bielenda, fruit bomb SPA, winogrono, masło do ciała, pielęgnacja+nawilżenie
    Przyjemny balsamik na lato kiedy owocowe, nienachalne zapachy się sprawdzają. Sam kosmetyk nie tworzył tłustego filmu na skórze. Zabrakło mi niestety głębszego nawilżenia. Miałam wrażenie, iż daje tylko chwilową ulgę bo po kilku godzinach skóra znowu potrzebowała nawilżenia.
  9. 3 lakiery:
    -EVELINE COSMETICS, miniMAX, quick dry& long lasting- lakier, którego żywot się bardzo szybko skończył(!), ponieważ zaczął się ciągnąć jak guma. Jeżeli chodzi o wytrzymałość lakieru to nie uwierzyłabym, że ma być to 9 dni. Zgodzę się na 4 i tyle.
    -Wibo, Nail growth, preparat stymulujący wzrost paznokcia- szybciej niż skończyłam opakowanie to lakier zmienił swoje właściwości. Zaczął zastygać małą wieczność na paznokciach a wcale długo go nie mam:/ Po 3 dniach od aplikacji lakier nieestetycznie żółknął:/ Jeżeli chodzi o stymulacje wzrostu paznokcia to nie mam zastrzeżeń bo faktycznie szybko rosły te moje pazurki. Odżywka za niziutką cenę więc może warto się przekonać czy zadziała. Ja jednak będę szukać dalej.
    -essence, gel-look, topcoat- wykorzystałam do cna. Co prawda ten żelowy efekt nie jest tak mocny jak się spodziewałam ale pomimo to, ładnie się błyszczy i utrwala.
  10. Fa, SPORT Double Power, 72h Double Protection
    Swoją drogą...zawsze się zastanawiałam po co te 72h?... Czyżbym miała się tyle nie myć? :P :P Zapach niegryzący się z perfum, natomiast już nie sięgnę po niego ponownie. Rozpylając go musiałam psikać a potem szybko uciekać bo inaczej wszechobecny pył podrażniał mnie tak, ze kaszlałam niczym gruźlik:/

2/22/2015

Zapraszam na fanpage'a

Czyli 'fejsbuki' już są;)

Jak na studenta przystało, sesja absorbowała każdą chwilę mojego życia. Nie było mowy o częstych postach a zakładanie fanpage'a było tak realne jak to, że wygram milion w totka:P

Już wiele razy słyszałam: no weź, załóż tego Facebooka bo tak łatwiej.
No i jest, a więc nic innego mi nie pozostało jak tylko zaprosić Was do jego odwiedzenia, ewentualnie polubienia by być na bieżąco. Myślę także, że to taki mniej formalny sposób komunikacji.  :)

Obiecuję, że za każdego like'a podskoczę z radości;)

Szacowny przycisk "Lubię to!" znajdziecie po prawej stronie pod archiwum bloga:)



2/20/2015

heej prezenty prezenty....

Pierwszy raz w życiu skończyłam sesję przed czasem i postanowiłam się za to nagrodzić. Chyba system kija i marchewki sprawdza się u mnie najlepiej skoro koszmary ubiegłego semestru już za mną;)
Już daaawno czaiłam się na podstawowy produkt każdej fanatyczki makijażu czyli Duraline z Inglota. Wreszcie żelowy eyeliner sunie jak masełko a inne cienie zyskują nową świeżość na oku.
Druga rzecz jaką 'capłam' w Rossman'ie to woda perfumowana Pure by Mel Merio. Wiem, iż jest to kolejna z linii 'rosmanowskich' kosmetyków ale co z tego? Utrzymuje się na mojej skórze 7h, daje efekt lekko słodkawego orzeźwienia no i kosztuje w promocji 17zł. Do tego ładnie się prezentuje na toaletce. Czego chcieć więcej?
Trzecią rzeczą jest płyn micelarny z Garnier'a. Jest to nowa edycja mojego ulubieńca. Jestem mega ciekawa jak się sprawdzi ale wierzę, że nie zawiedzie. :)
Kremu do twarzy SYNERGEN do cery suchej Livey Care nie mogłam nie wziąć... 3,60zł za słoiczek? Nawet do smarowania dłoni wykorzystać można przecież. Ale oczywiście dam mu szansę i z chęcią wypróbuję. :)
Ostatnia rzecz to pędzel. Bez akcesoriów nie mogło się obejść przecież :D To już trzeci u mnie pędzel z firmy SENSE&BODY. Nie wiem jak na chwilę obecną ale kiedyś były one dostępne w Hebe a przedstawiony egzemplarz kupiłam w Auchan za niecałe 6zł. Strasznie mnie ciekawi w jakiej dziedzinie będzie się najlepiej sprawdzał. Teoretycznie przeznaczony  jest do kresek, lecz mam obawy, że powstała kreska będzie za gruba. Popróbuję i zobaczę. No i się podzielę wrażeniami.

Nie mogłam także nie wspomnieć, co dostałam. Kiedy to zobaczyłam pojawił się banan na mojej twarzy:D Tak! Właśnie! Gąbeczki do makijażu Ebelin oraz aplikatory do szminki:)
 A więc w przyszłości może jakaś recenzja? Albo recenzja porównawcza z Glam Sponge od Hani?

2/14/2015

Cukrowy peeling do ust własnej roboty

 Walentynki: różowo i praktycznie

Nieważne to czy w obecnej chwili jesteś singlem czy zaraz biegniesz na kolację z ukochanym:) W obu przypadkach zapewne nie będziesz szczęśliwą posiadaczką spierzchniętych ust i suchych skórek.
Do wykonania owego przepisu potrzebujesz 5 minut i paru składników.
To co się przyda:
  • cukier kryształ
  • opcjonalnie miód
  • barwniki spożywcze oraz aromaty, które z powodzeniem da się zastąpić dżemem
  • naczynie, w którym owa mikstura będzie powstawać
  • mały słoiczek do przechowywania
  • olej
  • łyżeczka
Wszystko jest? No to zaczynamy!
Na początek 2 łyżeczki cukru wsypujemy do naszej miseczki. Do tego dodajemy miód w ilości wg uznania (miód znany jest ze swych właściwości leczniczych i kojących). Teraz 4 kropelki aromatu spożywczego (no nie mogło być inaczej... Jak Walentynki to róż obowiązkowy) oraz odrobina barwnika także spożywczego (by ktoś nie pokusił się o farbki plakatowe:P). Na koniec dodajemy ok. 1,5 łyżeczki oliwy (tu akurat oliwy z oliwek-jeżeli ktoś nie toleruje jej zapachu bądź smaku niech zastąpi je innym: czy to sezamowym czy z siemienia lnianego) tak by uzyskać niezbyt mokrą ani zbyt sypką konsystencję. Wszystko dokładnie mieszamy. Po chwili peeling jest gotowy i pora na włożenie go do słoiczka.

Jeżeli zdecydowaliśmy się na użycie np. dżemu zamiast barwników to tym bardziej pamiętajmy o przechowywaniu peelingu w lodówce, by wydłużyć jego datę ważności. Mieszanina ta jest raczej pozbawiona substancji konserwujących więc po 2 tygodniach pora przyrządzić nową porcję kosmetyku:)


Z własnego doświadczenia powiem jeszcze, iż nie warto próbować mieszaniny na bazie np. zielonego barwnika spożywczego.  O ile różowy czy pomarańczowy nada naszym wargom takie właśnie lekkie zabarwienie i będzie to całkiem ładnie wyglądać to o tyle zieleń nie jest moim ulubionym kolorem ust:/ ;)

Pozdrawiam i życzę miłego dnia.
Czekam także na wiadomości czy Wy macie może jakieś tajne tricki by ulepszyć własny peeling?

2/12/2015

CATRICE COSMETICS, Check & Tweed Highlighting Powder C01 Flaff The Union Jack, LIMITED EDITION


Nie wiem co jest takiego magicznego w edycjach limitowanych ale posunę się do stwierdzenia, iż wysiłek czasami jaki wkładamy w upolowanie danego kosmetyku podnosi jego rangę:)
Na temat limitowanki niby nie warto się rozwodzić zbyt długo ale nie mogłam się powstrzymać w tym przypadku. Tak wygląda owy podmiot rozważań ;) :P
 W zbliżeniu prezentuje się jeszcze przyjemniej:
Mamy tu do czynienia z pudrem rozświetlającym ale czym mnie tak bardzo zaciekawił?...
Abecadło kosmetyku
CENA: ok 14-16zł za 8,3g
DATA PRZYDATNOŚCI: 12 miesięcy od otwarcia
KOLOR: zagwózdka. Mamy część która jest kremowa bez drobinek a także wzór stworzony z brzoskwiniowo-różowej masy połyskującej na buzi w kolorach złota i delikatnego różu.
KONSYSTENCJA: pozwólcie, że się rozpłynę... jest to tak drobno zmielony puder... jedwabiście gładki- to idealne określenie, które przychodzi mi na myśl. Trochę konsystencją w dotyku przypomina pudry do konturowania HD z Inglota
OPAKOWANIE: przy pierwszym otwarciu trochę się zirytowałam lecz po czasie sprawuje się równie dobrze jak inne. Nie mamy tu typowego zatrzasku i na darmo wsłuchiwać się by usłyszeć charakterystyczne "klik"(szybciej 'klap'). Ktoś powie, że to zamknięcie nie należy do solidnych. U mnie sprawdza się lepiej i dłużej niż w niejednym klasycznie zatrzaskiwanym pudełeczku. Gdybym często go transportowała to miałabym obawę, iż wieczko bezwładnie się uchyli a inny mieszkaniec kosmetyczki wydrapie mi w pudrze dziurę :/
DZIAŁANIE: nie wiem do końca jak go zaklasyfikować. Na puder rozświetlający za dnia całkiem dobry pretendent. Mam wątpliwości jednak co do makijażu wieczorowego. Jego ciekawą właściwością jest to, iż wraz z upływem czasu spaja się jakoby z podkładem i wzmaga efekt odbicia światła. Tworzy wręcz taflę. Zaletą jest brak widocznych pojedynczych drobinek.
PIGMENTACJA: początkowo miałam nadzieję, że ta część produktu o kremowym zabarwieniu będzie zdecydowanie bardziej napigmentowana tymczasem na skórze zdaje się być prawie transparentna. Ciężko mi stwierdzić czy nie istnieje ryzyko, iż będzie się odcinał na bardzo ciemnych karnacjach bo do mojej iście białej jest w sam raz.
TRWAŁOŚĆ: tak długo jak będziemy mieć podkład na sobie.

Dlaczego kupiłam?

Kto nie chce mieć chociażby jednej rzeczy z edycji limitowanej? A poza tym wydawał mi się dobrym wyjściem na rozświetlenie 'trójkąta młodości".
Wyjątkowa zaleta?
To co się dzieje z nim po czasie. Nie wiem czy to pod wpływem tlenu czy reakcją z sebum wydzielanego przez naszą buzię ale puder z czasem zyskuje wykończenie niemalże tafli.
Największa wada?
Już raczej ponownie nie spotkamy go na półce sklepowej. Chociaż kto wie... może firma przedstawi nam go w tylko ciut zmienionej postaci? Bądźmy czujni ;)
Podsumowanie.
Miał mieć zupełnie inne zastosowanie. Na dzień sprawdzi się jako rozświetlacz na całą twarz lecz w sztucznym oświetleniu nie polecałabym stosować go, chyba że ktoś jest fanem zdrowego i dość widocznego glow na całej buzi.

Już w niedalekiej przyszłości zarówno firma Catrice i Essence mają nas zaskoczyć nowymi edycjami co z pewnością przywitamy z radością, prawda? Niestety przy tym trzeba mieć niemałe szczęście bo albo kosmetyków jeszcze nie ma albo już nie ma...

2/09/2015

Na świeżo z Lidl'a czyli Lipstick 36 i Top Coat by Cien

Niczym ciepłe bułeczki

Dotarły do nas świeżynki z oferty Lidla, która właśnie dziś ma swój początek z okazji nadchodzących Walentynek. Tak to jest... Idziesz do sklepu po mleko i bułki a wracasz bez jednego z dwóch za to masz kosmetyk:P
Rano maluję paznokcie i dochodzi do mnie ten smuty fakt, iż mój obecny Top Coat nadaje się tylko do wyrzucenia bo ciągnie się niczym gumka z majtek:/ A więc bez większych wyrzutów sumienia do koszyka wrzucam jego zastępcę oraz... szminkę. Oba produkty po 6zł. Dobra...bądźmy dokładni by nikt nie poczuł się niedoinformowany: 5,99zł.
W sumie mogę coś stworzyć na wzór pierwszego wrażenia. Kiedy już z pasją psychopaty zdarłam szczelnie oblepiające oba kosmetyki folie, uznałam, iż nie ma co odwlekać i spróbuję. Teraz. Zaraz.
Szminka to kolor nr 36 MATT ROSE. W ofercie jest 6 innych. Kusił mnie neonowy koral ale wybrałam bardziej bezpieczne wyjście. Pomadka- to określenie wydaje mi się właściwsze ponieważ konsystencją dokładnie ją przypomina. Lekko tłusta i balsamowata. Myślę, że sprawdzi się dobrze na zimowe dni. Jeżeli chodzi o pigmentację to niezbędne jest przejechanie dwukrotnie po ustach by wzmocnić efekt. Przy jednej warstwie powiedziałabym, iż jest półtransparentna. Nie wiem jak odnieść się do informacji, że jest matowa... Faktycznie, drobinek ona nie posiada, za to lekko połyskuje niczym typowy balsam. Zapach słodkawy i chemiczny niestety. Ze względu na swoją lekko lepiąca formułę pomadka utrzymuje się dość dobrze ale nie liczyłabym na wielogodzinny efekt:P. Irytuje mnie tylko fakt, iż bezpośrednio nie ma odstępu do składu tego kosmetyku a więc próżno go szukać na opakownaiu:/
Lakier to typowy Top Coat o (logiko!) numerze 8 TRANSPARENT. Nie mam zastrzeżeń do szybkości zasychania co jest u mnie bardzo ważne, bo zaraz po tym jak nałożę lakier odczuwam przemożną chęć podrapania się a świat staje się ciekawszym miejscem i wszystko bym chciała dotknąć właśnie w tej chwili. Tu minuta i gotowe. Lakier daje cieniutką warstwę z połyskiem. Ciekawa jestem czy w ogóle lub po jakim czasie straci swoje właściwości.

Ktoś śpieszy na zakupy do Lidla? Z chęcią usłyszę od Was jakąś opinię na temat tej oferty. Może już macie preferencje odnośnie kolorów szminek?

2/08/2015

essence, lipliner 15 HONEY BERRY

i usta jak jeżyny

Wiele się nachodziłam po wszelkiego rodzaju drogeriach by dobrać idealną konturówkę do mojej szminki z Vipera Cosmetics serii Rendez-Vous o numerze 78. Znalazłam, owszem.:) Ale skutek jest taki, że szminka, która miała grać pierwsze skrzypce zeszła na dalszy plan czyli leży nieużywana, a na ustach co krok króluje konturówka. Solo!


Abecadło kosmetyku
CENA: od 4,99 do 6,50zł za 1 sztukę gdzie mamy 1g :D
DATA PRZYDATNOŚCI: no i tu aż się miło patrzy bo ten czas to aż 36 miesięcy od otwarcia.
FORMA: klasyczna drewniana kredka którą trzeba temperować, bez udziwnień czy ulepszeń. Plastikowa skuwka wieńczy całość. :P
KOLORYSTYKA: do wyboru mamy coraz więcej kolorów bo firma co jakiś czas poszerza swoją ofertę. Klasycznie zaczynając od kolorów nude, przechodząc przez brązy, czerwienie, róże kończąc na transparentnej (po, którą już wkrótce się udam, bo przecież byłoby to remedium przy dowolnym kolorze szminki). Cała oferta to 9 odcieni. Może uda się Wam coś dobrać do własnych preferencji:)
KONSYSTENCJA: jak na konturówkę kiedy raczej jest pożądana sucha konsystencja(dla wzmożonej trwałości) tu jest odwrotnie. Produkt jest miękki i lekko sunie po skórze. Można zastanawiać się czy to dobrze. Zaletą jest to, iż nie wysuszy nam makabrycznie ust jak mają to w zwyczaju robić tego typu kosmetyki. Długo zastanawiałam się czy ta forma wpłynie na trwałość makijażu ust ale nałożona solo nie wyjeżdża poza kontur więc nie mam podstaw by sądzić, iż nie utrzyma szminki w ryzach. Miękki sztyft niestety może utrudnić bardzo precyzyjną aplikację.
TRWAŁOŚĆ: jeżeli od razu po nałożeniu nie będziemy czegoś szamać bądź oprzemy się ochocie by kogoś wycałować to trwałość wzrasta wraz z upływem czasu po aplikacji. Konturówka poniekąd stopniowo zastyga. Powiem nawet, że po 3h na ustach(tak, utrzymuje się tyle) znosi w miarę niewinne buziaki;)
ZAPACH: na ustach niewyczuwalny. Samą kredkę czuć jej drewnianą oprawą.


Dlaczego kupiłam? 

Miała tworzyć kontur poza który nie 'wypłynie' mi szminka tworząc nieestetyczne zacieki. 
Wyjątkowa zaleta?
Piękny kolor!, niska cena, matowe wykończenie nie wysuszające niemiłosiernie ust.
Największa wada?
Przez nią nie używam szminki...:P Niestety dość miękka co przy temperowaniu może powodować jej łamanie. Miękki sztyft nie ułatwi aplikacji przy wymaganej dużej precyzji.
Wiem na chwilę obecną, iż mogę stosować ten produkt spokojnie jako tańszą i trwalszą alternatywę dla niejednej pomadki. Konkurencją mogą tu być konturówki z firmy Golden Rose gdzie cena jest też porównywalnie niska a wybór kolorów nieco większy jednakże według mnie bardziej wysuszają  one usta i średnio nadają się do zastosowania solo w przeciwieństwie do produktu essence. Jestem przekonana, że w całkiem niedalekiej przyszłości pojawi się u mnie kolejna siostra przedstawionej Wam konturówki.

2/02/2015

so groovy by Beauty Planet, body scrub

Czyli znowu peelingujemy :P

Znajoma likwidowała sklep z niemiecką chemią. Za 3zł sztukę. I jak tu nie kupić?... Teraz nawet żałuję, że za mało i to wszystkiego. A oto rezultat.
A teraz króciutko bo i rozwodzić długo się nie ma nad czym:
CENA: bez kłamania 3-10zł za 250ml
DOSTĘPNOŚĆ: tu jest problem bo póki co, nie widziałam tej serii w żadnej drogerii czy to stacjonarnej czy internetowej.
FORMA/KONSYSTENCJA: przypomina...galaretkę! bardzo dużo drobnych i ostrych drobinek, które porządnie i mocno szorują ciało.
OPAKOWANIE: szczelnie zakręcane z grubszego plastiku a więc produkt użyjemy do cna. Co prawda nie wygląda ono ekskluzywnie ale ja tam nie potrzebuję zachwycać się jego opakowaniem biorąc szybki prysznic:P
OBIETNICE: po niemiecku nie rozumiem to i nie przetłumaczę... :)
ROZPROWADZENIE/UŻYTKOWANIE: dzięki nieprzeciętnej konsystencji produkt nie ląduje w większej części w odpływie zaraz po aplikacji (jak miewam w przypadku bardziej suchych form peelingu) a 'przykleja' się do ciała i tam pozostaje.
WYGŁADZENIE: no to to jest bajka po prostu! Mocno wyszorowana skóra tak jak lubię, aż do zaczerwienienia. Nie pozostawia wyczuwalnego filmu na skórze lecz mimo to ciało jest przyjemne w dotyku.
WYDAJNOŚĆ: jako, że produkt jest 'napakowany' drobinkami złuszczającymi to nie potrzebujemy go w ogromnych ilościach co wpływa na zwiększenie jego wydajności. To, ze ziarenka złuszczające zaraz nie opadają też ma zbawienny wpływ na wydajność.
ZAPACH: i tu wielkie jedno: buuuuu. No chyba, że jest się zapaleńcem typowego 'basenowego zapaszku' chloru. Serio serio. Radzę omijać ten produkt jeżeli ktoś nie toleruje tego 'aromatu' bo jest naprawdę intensywny. Mnie on szczególnie nie przeszkadza, bo już po wyjściu spod prysznica nie jest wyczuwalny. No ale nie zaprzeczycie, że oryginalnie nieprawdaż?  Ewentualnie można sobie szybką retrospekcję pod prysznicem zrobić i do czasów lata powrócić myślami:P


Dlaczego kupiłam?
Fart, łut szczęścia? Albo polowanie na okazje.  
Wyjątkowa zaleta?
Cudownie pozbywa się martwego naskórka! A skóra pozostaje taka gładziutka... 
Największa wada?
No z zapachem nie poszaleli chyba, że nagle gusta wszystkich przerzucą się na basenową bryzę:/ Do wybory są także inne wersje zapachowe ale nie mam pojęcia czy równie trafione:P 
Podsumowanie.
Niczego mu nie zarzucę bo i strasznego uczulenia na zapach chloru nie mam. Pewnie znajdą się i tacy dla których będzie on najnormalniej zaliczany do odświeżających. Jeżeli bym znalazła gdzieś na wyprzedaży kilka sztuk to za przyzwoitą cenę biorę ile się da ponieważ efekt wygładzenia jest w tym przypadku jest bez zarzutu.