5/26/2015

Pędzle z e. l. f. Lubimy?

Dziś matka natura zdecydowanie nie chce żebym wychodziła na dwór wylewając na chodniki morze wody. Uznałam, że dnia nie będę marnować i wysmaruję coś dziś dla Was. Miała być kolorówka z W7 ale to widocznie musi odrobinę poczekać.
Już od długiego czasu nie było nic o akcesoriach do makijażu. Więc są: pędzle z e.l.f. :D
Miałam nadzieję nabyć coś nowego od tego producenta ale ich strona jest w przebudowie i z tego co mi wiadomo szykują się z kompletnie nową kolekcją :)

Powracając do pędzli. Kupiłam 3 sztuki, które wydały mi się najbardziej niezbędne w makijażu i mogę powiedzieć, że niejednokrotnie były używane dzień w dzień robiąc za ulubieńców miesiąca.
Mam je już od ponad roku a by pokazać opakowania w jakich przyszły będę musiała niestety sięgnąć do moich 'archiwalnych' zdjęć.
A tak się mają niemal po roku regularnego używania.
Stan praktycznie nie uległ zmianie ale już co i jak, to się dowiecie przy dokładnym opisie każdego z pędzli. Ich włosie jest miękkie i syntetycznege. Czarne skuwki i czarne, drewniane trzonki. Fajną sprawą o której nie pomyślało Hakuro jest podpis każdego pędzla na rączce, który jest wytłoczony w niej dzięki czemu farba ma ochronę i po długim czasie nadal wiemy jak dany pędzel się nazywa. Cena każdego z wymienionych to mniej a więcej coś do granicy 20zł.
Mój zdecydowany ulubieniec to Small Tapered Brush. Można byłoby go delikatnie przyrównać do pędzla z Real Techniques Setting Brush, który go przypomina kształtem. Ten z e.l.f. jest ciut większy i minimalnie ma więcej włosia. Wahałam się przy wyborze pomiędzy tymi dwoma. Uwielbiam tego malucha do zadań nie tylko specjalnych. Idealnie nadaje się do przypudrowania okolicy pod oczami, nałożenia rozświetlacza czy nawet wykonturowania twarzy. Włosie jest miękkie i pozwala na przyjemną aplikację kosmetyków. Co prawda kształt jajeczkowaty jest jakby u mnie zawsze leciutko odkształcony ale to nic co mogłoby utrudnić mi pracę tym narzędziem. Nie wypadł mi z niego ani jeden włosek jak do tej pory.
Drugi na mojej liście jest Powder Brush. Ma dużo włosia ale nie jest ono za bardzo zbite (tak jak np. w przypadku pędzla Hakuro h51). Zauważyłam, że nie z każdym podkładem się lubi (czasami robi mazy) lecz używany ze zdecydowaną większością fluidów pozwala dzięki swojej dużej powierzchni na szybką ich aplikację. Włosie nie kłuje i to się nie zmieniło przez rok natomiast ostatnimi czasy pozwolił sobie zgubić jakieś 10 włosków. Mam nadzieję, ze to nie początek jego łysienia:/ Poza tym pędzel nadaje się do nakładania różu oraz pudru. A jeśli ktoś ma bardziej wprawną rękę pozwoli na zarys kości policzkowych. Już na początku niestety poluzowało się mocowanie pomiędzy rączką a skuwką wiec trochę 'lata' ale ten stan się utrzymuje od dawna i nie zapowiada nic na to by mi się rozwalił na dwie części.
Ostatni na mojej liście, na który początkowo się najbardziej napalałam (a ląduje tu na końcu) jest Small Stipple Brush. Długo myślałam: on czy jego większy brat? Padło na ten jako, że chciałam mieć duo-fiber do bardziej precyzyjnych zadań. Tu się odrobinę zawiodłam ponieważ białe, dłuższe włosie jest sztywne i kłujące:/ Nadal go lubię do prasowanych rozświetlaczy. Sprawdzi się także przy tych o mokrej konsystencji natomiast jest zdecydowanie za mały bym porwała się nim nakładać róż na policzki. No i daleko mu do miękkiego pędzla :/

W ogólnej ocenie: jeżeli dokonywałabym zakupu to myślę, że z listy wykreśliłabym ten ostatni bo używam go rzadko. Poza tym jestem bardzo zadowolona.

Któraś miała? Posłużyły Wam? Ja czekam z prawdziwą radością na całkowicie nową kolekcję
e. l. f.'a chociaż jedna z tych smutnych wiadomości brzmi: nie prowadzą sprzedaży wysyłkowej do Polski na chwilę obecną. :/

5/24/2015

Tak, jestem uzależniona!

Przyznaję się bez bicia, mam problemy z kosmetykami... Co prawda od razu zastrzegam, że nie leżą one u mnie od wejścia ale jest tyle cudeniek i nawet wybierając te najlepsze z najlepszych jest tego ogrom!  Od piątku do dziś (co za niefart ustawić promocję w dzień wolny od handlu) w Drogerii Natura na Kobo i My secret mamy -40%.
Wiecie jak cudowny jest ten nowy rozświetlacz z My Secret? Nie wiem, jak zdołałam pozbierać ostatek sił i wyjść stamtąd bez niego... Chyba tylko gryzące mnie sumienie pozwoliło opuścić ten budynek bez kolejnego świecidełka. :/
Reszta to typowe 'perełki' czyli mamy tu korektor rozświetlajacy z Kobo i także z tej firmy dwa kolejne ich hity, czyli puder brązujący i do konturowania w odcieniu 308 Sahara Sand a także cień do powiek. Magiczne słowo: duochrome, 205 Golden Rose. Tego ostatniego wygrzebałam gdzieś spomiędzy sterty innych opakowań. Ostatni. I jak nie wziąć?... Mam nieszczęście w szczęściu bo istnym szczęściem jest móc zgarnąć wszystkie te cuda a nieszczęście?... Konający portfel.
Dodam także, że cienie z My Secret (mój to nr 505) wychodzą teraz w obłędnej cenie ok. 4,20zł a ten bajeczny rozświetlacz jest do zgarnięcia za ok. 9zł. Normalnie łzy się cisnęły do oczu jak go odstawiałam...
Pewnie któraś zapyta o ten to biały... Co to? A już mówię. Oto jest tusz do rzęs z silikonową szczoteczką (jak pospieszono mnie zapewnić przy kasie) z Kobo, który dostajemy za grosika przy zakupie bodajże za min 40zł.
Jakieś 2 miesiące chodziłam za cążkami idealnymi do skórek. Jak były idealne to cena już nie tak bardzo perfekcyjna. Tu dorwałam przecenę z ponad 38zł na 17,50zł. Dobry deal.
Także teraz oficjalnie obiecuję! Zero! Zero zakupów przez następne dwa miesiące. Nie wiem jak przetrwam wejście nowej szafy firmy W7 do Drogerii Natura. Może będę się cieszyć tym co już od nich mam i skupię się zrecenzowaniu ich...?
Przynajmniej mam o czym Wam pisać;)
Pozdrawiam serdecznie:)
Trzymajcie kciuki za moje dwumiesięczne postanowienie;)

5/22/2015

Cukiereczki z Rossmanna !

Każda kobieta marzy o tym by wyglądać jak najlepiej i jak najdłużej pięknie i młodo bez uciekania się do drastycznych środków. Oczywiście naszego genotypu nie oszukamy ale możemy sobie pomóc. Tysiąc firm oferuje milion produktów, pytanie tylko, który wybrać. Oczywiście możemy sugerować się opinią innych lecz nie zawsze wszystko się sprawdzi u Nas. Teraz jest właśnie czas gdy możemy wypróbować niektóre specyfiki, poeksperymentować z nowinkami na kosmetycznym rynku.
Obecnie obowiązuje promocja w Rossmann'ie na pielęgnację twarzy dla Pań. Wszystko oprócz maseczek ulega przecenie o 40%.
Może się starzeję ale chyba małymi kroczkami dochodzę do momentu, gdzie większą uwagę przykładam do pielęgnacji twarzy aniżeli do kolorówki. Może to być spowodowane, że moja cera ostatnio iście szaleje nie wiedzieć czemu:(
Przedstawiam Wam moje słodziaki oraz spróbuję uargumentować dlaczego akurat one zasłużyły na uwagę. :)
Zacznę może od lewej do prawej.
Na pierwszy ogień idą płyny micelarne, których zużycie mogę liczyć w hektolitrach. Garnier, Płyn Micelarny 3w1 dla skóry wrażliwej już znacie, przedstawiałam go jako swojego ulubieńca no i jakbym nie mogła do niego wrócić zwłaszcza, że teraz za 400ml płacimy coś ponad 10zł. Kolejnym jest produkt firmy Mixa, Płyn micelarny przeciw przesuszaniu. Dedykowany cerze suchej i bardzo suchej. U mnie to kompletna nowość. Normalnie nie dałabym 23zł za 400ml ale tu wychodzi coś ok. 13zł więc wpadł mi do koszyka.
Teraz niech coś będzie dla mojej zwichrzonej cery. W internecie wrze na temat olejku różanego firmy Evree, Magic Rose. Na chwilę obecna dajemy ok. 18zł za 30ml. Bardzo się cieszę, że wreszcie do głosu dochodzą innego rodzaju olejki a nie ciągle tylko arganowy i arganowy, który swoją droga mi nie służył:/
Krem udoskonalający L'oreal Paris SkinPerfection szturmem wkroczył na rynek. Zastanawiałam się także na serum z tej serii no ale cóż, wybór padł koniec końców na krem. Potwierdzeniem był telefon od kuzynki: ogień z .... ;)
Bielenda, LASERXTREME czyli liftingujące serum trafi na prezent dla mojej mamy. Kosmetyk cieszy się dość dobrą opinią. Wiem także, że moja rodzicielka przepada wręcz za firmą Bielenda i niemal każdy ich kosmetyk wita z entuzjazmem.
Firma AA, HYDROALGI różowe znowu zawitała w moje skromne szeregi. Tym razem tylko z jednym produktem ale zawsze;) Chciałam krem na co dzień, w przystępnej cenie dla młodej skóry, który będzie nawilżał a także posiadał filtry UVA/UVB. Wszystko jest więc warunek spełniony. Jestem bardzo ciekawa jak się sprawdzi w akcji.
Czyścimy, czyścimy! Nie mogło zabraknąć Ziaji! Zwłaszcza, że ostatnia ich seria liście manuka odbiła się głośnym echem. Zastanawiałam się nad całą serią łącznie z kremami ale uznałam, iż nie są one idealnym rozwiązaniem dla mnie. Lecz kto nie chce porządnego oczyszczenia? Liczę, że pasta do głębokiego oczyszczania twarzy przeciw zaskórnikom a także żel myjący, normalizujący na dzień i na noc pokażą swoją moc.
Zachciało mi się jakiejś różnorodności. Wszędzie niemal żele więc odświeżająca pianka oczyszczająca z NIVEA dla cery normalnej i mieszanej wydała mi się ciekawym rozwiązaniem.
Na sam koniec moje dwa smakołyki z Ava Laboratorium. Ile ja się nachodziłam za skoncentrowanym serum z witaminą C w cenie poniżej 50zł! Aktywator Młodości, Witamina C z Acerolą, w tym produkcie pokładam niemałe nadzieje. Widziałam, co takie sera potrafią, a że producent mówi nam o stabilnej postaci witaminy C to moje serducho się cieszy. Nie ma co kupować większości kremów z tą witaminą bo po pierwsze są jej tam  śladowe ilości a poza tym szybko się utlenia. Z tego produktu firmy Ava cieszę się najbardziej.
Zostaje nam jeszcze jeden niezadbany obszar na twarzy a mianowicie skóra pod oczami. Nie jestem bardzo stara ale widzę jak moja cieniutka skóra wokół oczu z czasem staje się odwodniona i pokryta delikatnymi zmarszczkami. Myślę: a co będę sobie żałować. Tym oto sposobem jako ostatnie trafia do koszyka krem z serii Rozszerzone Naczynka, Dermoprogram, serum przeciwzmarszczkowe, rozjaśniające cienie pod oczami. O jakby to działało!... To cud miód i maliny bo dzień w dzień muszę ukrywać pod korektorem ciemne obwódki wokół oczu. :/

Na tym kończę tą wielką bądź niewielką litanię. Wydałam w sumie ok.130zł na wszystko. Myślę, że starczy mi to spokojnie do końca roku i przez ten czas będę wolna od wydatków na tego typu kosmetyki. :)


5/19/2015

Wibo, Growing lashes.

I w sumie nie wiem jak zacząć posta. Może tak... Wracam do normalnego, szarego życia po juwenaliach:/
Moja magisterka leży nienaruszona a ja szukam jakiegokolwiek innego zajęcia. Oczywiście mam tysiąc pomysłów na makijaż i jak nigdy jestem chętna by się szkolić w tej dziedzinie. Niedawno malowałam koleżankę i uznałam, że pora otworzyć nowy tusz. Długo się nie zastanawiając sięgnęłam po kolejny produkt Wibo. Od razu zyskałabym rozpoznanie w ich produktach tego typu.
 Średnio przepadam za tuszowaniem komuś rzęs. Gdy otworzyłam po raz pierwszy opakowanie pomyślałam: super szczoteczka, sprawdzi się idealnie dla małych oczu. Potem zaczęłam tuszować... Hm...:>

Zaczniemy od najważniejszego w tym przypadku.
APLIKACJA: można to opisać dwojako. Jeżeli przyjrzymy się szczoteczce to jest świetna. Mała, zgrabna, sprawdzi się przy małych oczach. Na pewno ją sobie zostawię gdy rozstanę się z tuszem. :P Lecz sama konsystencja nie ułatwia nam rozczesywania. Bardzo szybko zasycha na rzęsach i ewentualne poprawki bądź druga warstwa to zagranie dla odważnych.
CENA: ok 10zł.
FORMUŁA/KONSYSTENCJA: maskarę wzięłam nową, oryginalną z zapasów 'spod szafy' i pani w drogerii dopiero odpakowywała na moich oczach ją z folii. Otwieram ją u siebie a tu... Widzę gęstą, ciągnącą się maź.  Jeżeli się nie pospieszymy podczas aplikacji to nieestetycznie sklei nam rzęsy. Trzeba pracować sprawnie by nanieść drugą warstwę (a ja tak robię zawsze). Dzięki temu, że jej formuła jest bardzo gęsta ciężko dotrzeć nią na końcówki rzęs, czy to dolnych, czy górnych.
TRWAŁOŚĆ: na trwałość jakoś specjalnie nie mam co narzekać. Osypuje się w stopniu minimalnym. Lekko jedynie się odbija na dolnej powiece ale u mnie to normalne zjawisko w większości przypadków testowanych tuszy. Ślad jest widoczny dopiero po kilku godzinach a więc narzekać nie mam w zakresie trwałości kosmetyku. Niestety jeżeli dojdzie do kontaktu wody z tuszem to jego trwałość jest zerowa i momentalnie się odbija na powiekach z tym, że nikt nie gwarantował wodoodporności ale mimo wszystko wspominam tym. :/

Dlaczego kupiłam?
Szalona promocja, szalona cena. Niecałe 5zł a sporo osób z mojego otoczenia go sobie zachwalało.
Największa wada?
Jest strasznie gęsty... By wytuszować CAŁE rzęsy aż po samiutkie końcówki muszę się nieźle nagimnastykować.
Wyjątkowa zaleta?
Zgrabna szczoteczka. Zostanie ona ze mną na dłużej.
Podsumowanie.
Codzienny makijaż oka to przy tym tuszu mała poranna gimnastyka. Z przygryzionym jęzorem powoli i topornie maluję rzęsy. Wpierw od góry by dobrze je pokryć (inaczej tusz tam nie trafi) a potem klasycznie od dołu nadając wywinięcie i kształt. Jeżeli bym rozpatrywała to w kategorii: tusz za 5zł to myślę, że wynik byłby całkiem niezły. Niestety, nie odważę się go użyć na kimś innym gdzie tuszowanie rzęs przebiega nieco dłużej bo zdąży on zastygnąć i efekt będzie nieciekawy. Polecałabym także używanie zalotki przed nałożeniem tej maskary. Trwałość w zupełności zadowalająca więc jak wyrobimy sobie technikę nakładania to już z górki. ;) Nie zaobserwowałam by moje rzęsy zaczęły jakoś szalenie się wydłużać bądź zagęszczać no ale też nie nastawiałam się na to. Nadal preferuję typowe odżywki, po których użyciu faktycznie widać efekty. :)

Może któraś z Was miała ten tusz? Czy był od samego początku tak gęsty?
Pozdrawiam!

5/11/2015

Koral L'oreal :) czyli Color Riche Extraordinaire Liquid Lipstick

Zazwyczaj uważam, iż kupując w regularnych cenach kosmetyki z firmy L'oreal przepłacamy. Owszem, są dobre ale czy na tyle by za błyszczyk dać 50zł?...Po polsku nosi to nazwę eliksiru do ust w płynie.   Co innego jak dostaniemy taki prezencik. Ja miałam to szczęście:) Już pokazuję o czym dziś się rozpiszę.
No dostać coś takiego to czysta przyjemność! Eleganckie i pięknie się prezentujące opakowanie. Na pierwszy rzut jestem kupiona ;)

Aż chce się używać;) A to nie koniec.
Dziś jak nigdy mam ochotę na recenzje w postaci litego tekstu ale już się opanowuję i wykładam swoje abecadło kosmetyku. :)
APLIKACJA: to jest marzenie. Mięciutki aplikator o dość nietypowym kształcie, powoduje, że chce się używać kosmetyku chociażby tylko z jego powodu! Zdecydowanie ciśnie się na myśl stwierdzenie, że ktoś zadbał w każdym calu o nasze usta :D Aplikator jest wystarczająco precyzyjny by zaznaczyć kontur ust.
CENA: mmmm... ok. 52zł w cenie regularnej. Warto polować na przeceny.
OPAKOWANIE: eleganckie, luksusowe bym nawet rzekła. Szminkę dostałam jako prezent i się ucieszyłam jak na srokę przystało widząc takie cacko. Co prawda nie zobaczymy ile kosmetyku jest jeszcze wewnątrz ale kto by się tam przejmował ;)
FORMUŁA: ah... gęsta, treściwa, odrobinę klejąca ale nie w złym sensie. To nie jedna z tych, które się nam ciągną nałożone na usta lecz raczej ta dająca gwarancję długotrwałości. Nie wysusza ust i najważniejsze przy tak intensywnych kolorach: nie wylewa się poza obrys warg!
KOLOR/PIGMENTACJA: mój kolor to 201 Rose Symphony. Powiedziałabym, że to koral bardziej wchodzący jednak w róż. Nie robi smug, pigmentacja jest tak dobra, że szminka maskuje nasz naturalny kolor ust za jednym pociągnięciem i wręcz lekko zabarwia wargi. Kosmetyk ma w sobie maluteńkie drobinki ale są tak niezauważalne (wielkości pyłu), że siedziałam minutę myśląc co tak odbija światło. Jestem przeciwniczką brokatu zwłaszcza w błyszczykach ale tu nie ma dyskusji o obrzydliwych drobinach i końcowy efekt jest świetny.
TRWAŁOŚĆ: jeżeli nic nie jem ani nie piję to utrzymuje się jakieś 2 lub 3 godziny na ustach. Niestety gdy zaczniemy coś jeść to szminka w trybie natychmiastowym opuści nasze wargi i przeniesie się na np. użytkowany kubek. :P
ZAPACH: słodziutki i przyjemny, nic z rodzaju tych duszących.


Największa wada?
Hmm... Nie mogę chyba wymagać by szminka była nawilżająca i odporna na ścieranie jak beton :P Wymieniam tu regularną cenę. 50zł to przesada mimo wszystko.
Wyjątkowa zaleta?
Możemy nosić mocne kolory a szminka nie ruszy się poza kontur ust.
Podsumowanie.
Dla mnie jako osoby o raczej małych ustach, szminka tego typu to dobre rozwiązanie. Daje ona niesamowity blask odbijając światło i optycznie tym samym powiększając usta. Niestety pewnie nie sprawdzi się podczas wietrznych dni kiedy miałabym ochotę na rozpuszczone włosy bo zdajecie sobie sprawę czym by to groziło. Nie wysusza a wręcz bym rzekła, że chroni przed czynnikami środowiska zewnętrznego. Pigmentacja jest mega! Próżno szukać po aplikacji nieestetycznych maz. Bardzo się cieszę, że miałam okazję ją przetestować. Przypuszczam, że jakiś czas temu sama bym jej sobie nie kupiła. :) Na chwilę obecną jestem jej szczęśliwą posiadaczką.

Ktoś ma bądź poleca inne kolory?

A tu obiecany efekt na ustach.


5/10/2015

Zerujemy! Czyli denko nr 2/2015.

Kolejna partia pustych opakowań zebrała się w szafce i patrzy na mnie wyczekująco kiedy będzie mogła ją opuścić. A więc pora się rozprawić z zalegającym stosem i zrobić miejsce kolejnemu.
Zaczynamy od lewej do prawej.
Pierwszy na liście jest szampon Syoss, Full Hair 5, Density & Volume Booster, włosy przerzedzające się, płaskie. Jest to dla mnie porażka jakich mało. Ciężko mi przyznać, że coś jest bublem ale inaczej bym Was oszukiwała. Jedyną zaletą jest wydajność i cena. Cała reszta... Podsumowaniem stosowania tego kosmetyku jest łupież jakiego dostałam. Skóra mnie swędziała i schodziła płatami. Wystarczyło parę myć innym szamponem a skóra się uspokoiła. Włosy także jakoś nie zwiększyły swojej gęstości, nawet wizualnie a i szybko oklapły w ciągu dnia. Jest to dobry szampon np. do zabrania w podróż bo włosy dość dobrze się rozczesują bez nałożenia odżywki. Do codziennej pielęgnacji mówię mu stanowcze nie!
Drugim produktem jest lakier do włosów firmy taft, invisible styling, mega strong. Dość dobry, łatwy do usunięcia podczas szczotkowania. Ogólnie bardzo lubię lakiery z taft'a i uważam je za jedne z lepszych. Tej konkretnej sztuce mam nic do zarzucenia chociaż są jego dwie edycje, które przebijają ten egzemplarz.
Nivea, supreme touch, kremowy olejek pod prysznic, olejki shea i macadamia i zapach białej magnolii. Wydajny, bardzo pieniący się, nie wysusza skóry i pozostawia przyjemny zapach po kąpieli. Więcej nie potrzebuję od tego typu produktu.
Ziaja, Sopot rozświetlenie, krem opalizujący, cera sucha i normalna. Używałam go gdy moja buzia wyglądała na przemęczoną by nadać jej blasku. Nadaje subtelne rozświetlenie i nawilża. Bardzo dobry dla cery suchej. U osób ze skórą tłustą może powodować, że przetłuści się ona jeszcze szybciej a makijaż nałożony na niego spłynie. Przystępna cena i wygodne, lekkie opakowanie.
La Roche-Posay, woda termalna, 50ml. To maleństwo kupiłam by wypróbować jak moja cera zareaguje na wodę termalną i czy ma sens kupować pełną wersję. Ta wersja przydaje się także w podróżach. Woda delikatnie łagodzi  i koi wysuszoną skórę odświeżając ją przy tym. Niestety ponarzekam na atomizer w tej wersji. Później miałam do czynienia z pełnowymiarowym produktem gdzie woda była idealnie rozpylana. Tu niestety wylatują jakieś krople więc o idealnym rozpyleniu nie ma co myśleć.
Charmine Rose, Rosaline Cream, krem na rozszerzone naczynia krwionośne. No po prostu rewelacja. Dostałam do wypróbowania i jestem zachwycona! Zielony krem, który intensywnie łagodzi wszelkie podrażniania skóry twarzy i nawilża ją w tempie ekspresowym. Jestem zauroczona. Efekt był widoczny już po 2 dniach. Nie mogłam wyjść z podziwu jak dotąd używany podkład pięknie wygląda na wygładzonej buzi. Problemem jest dostępność a jego cena to ok. 50zł.
Schwarzkopf, Gliss Kur, Ultimate Repair, Ekspresowa odżywka regeneracyjna w sprayu. Zdecydowanie ułatwia rozczesywanie bo czasami bez niej ani rusz. Bardzo wydajna. Powoduje, że włosy nie puszą się tak mocno jak zazwyczaj. Nie można przesadzić z jej ilością ponieważ może powodować obciążenie włosa.
ISANA MED, Szampon przeciwłupieżowy. Rozczesywanie włosów po nim bez odżywki to koszmarek. Warto zaznaczyć, że jest wolny od silikonów i parabenów. Niska cena to plus ale pojemność to tylko 200ml więc nie wiem czy jest bardzo opłacalny. Zaskakującego działania antyłupieżowego nie zauważyłam.
Herbal essences, genial gesechmeidig, odżywka do włosów suchych. Rewelacja! Nie pisałam o niej żadnej dłuższej notki bo ciężko z jej dostępnością u nas. Niecałe 5 minut na włosach a szczotka wchodzi w nie jak w masło ;) Zapłaciłam za nią niewiele ale była to świetna inwestycja. Troszkę gorzej z wydajnością natomiast wygodne opakowanie pozwala postawić je na zakrętce i wydobyć kosmetyk do końca.
Rexona, Long lasting protection Fragrance Collection with violet & apple. Świetnie pachnie, dobrze chroni. Więcej nie potrzebuję. Wiem, ze wrócę do niego w niedługim czasie.


5/08/2015

24 urodziny! Czyli 24 fakty o mnie;)

Witam wszystkich bardzo serdecznie! :) Dziś mam okazję jedyną w swoim rodzaju by się poniekąd pochwalić: świętuję za niecałe 24h (niezbyt hucznie) swoje 24 urodzinki;) Czas tak szybko ucieka, że mentalnie czuję się 19-latką ale cyfry w dowodzie zdecydowanie temu przeczą. :)

Myślałam o konkursie lecz takie to smakołyki może pozostawię sobie na I roczek bloga. Do tego czasu mam nadzieję, że moje życie się poniekąd ustatkuje tak jak i przypływ gotówki i będę mogła Wam sprawić miłe prezenty;) Na dzień obecny jedyne na co mnie stać to kupić każdemu po wafelku Prince Polo (pamiętacie te zwyczaje z podstawówki? ;))

Wybrałam więc pewien sposób by przybliżyć Wam moją osobę. Dotąd prowadziłam bloga dość anonimowo. Jeszcze przez jakiś czas tak zostanie ale już nie będę duchem ;)
Zaczynajmy!
1. Wzruszam się gdy widzę, jak para 70-latków idzie pod rączkę na spacer. Marzeniem mojego życia jest stworzyć trwały związek i przez lata odnosić się z szacunkiem do drugiej osoby.
2. Zakochana w kosmetykach jestem od dobrych 5 lat.
3. Marzę o profesjonalnym kursie wizażysty (lista życzeń jest o wieeele dłuższa ale to wszystko w swoim czasie).
4. Uwielbiam jak dużo się dzieje, przemieszczać się, podróżować, kocham się śmiać i żyć jak gdyby celem naszego jestestwa było wyłącznie szczęście.
5. Jestem studentką politechniki. Proszę, nie pytajcie jak ja się tu znalazłam bo zawsze odpowiadam, że wysiadłam nie na tym peronie co trzeba. :P
6. Mój pierwotny kierunek studiów kształtował się w czasie. Na początku wymyśliłam psychologię, potem była medycyna, później mikrobiologia albo biotechnologia medyczna. A wiec główny kierunek to biologia. Jak to się stało, że jestem inżynierem? Hm... ;) Stwierdzam natomiast, że wybrane studia dość mocno zmieniły mój sposób myślenia.
7. Relaksują mnie piesze wędrówki górskie. Aha, ktoś powie paradoks: zdyszysz się, zmęczysz i jesteś zrelaksowana? A jednak. Przebywanie blisko piękna nieskażonej natury, daje mi ogromny odpoczynek psychiczny.
8. Bardzo lubię zwiedzać ruiny np. zamków. Wyobrażam sobie dany obiekt w latach jego świetności, myślę czy w miejscu gdzie stoję chadzały ówczesne kobiety, jakie miały problemy... Lubię analizować i jestem sentymentalna.
9. Nie lubię płakać w miejscach publicznych ani na oczach kogokolwiek.
10. Niestety nie jestem utalentowana pod względem muzycznym. Jako dziecko było dla mnie największą karą gdy mama chciała mnie zapisać do szkoły muzycznej. Nie trudno się domyślić, że dziś żałuję.
11. Jeżeli mi na czymś bardzo, ale to bardzo zależy to będę uparta jak osioł.
12. Po latach doświadczenia, projektów na studiach, doszłam do wniosku, że lubię pracować pod presją. Motywuje mnie ograniczony czas. Jeżeli muszę, odnajduję się także w stresujących momentach w życiu, aczkolwiek nie należy to do przyjemności.
13. Jestem realistką skłaniającą się w stronę pesymizmu. Czarny humor bawi mnie jak mało co, pomimo, że życie mnie niejednokrotnie niezbyt miło doświadczyło.
14. Nie znoszę ludzi, którzy są dwulicowi. Niby nic nowego ale nie zdenerwuje mnie bardziej nic niż  np.osoba fałszywie religijna, za to bardzo szanuję ludzi, który stosują się do wyznawanych przez nich wartości.
15. Moja ulubiona część biżuterii? Zmienia się to oj zmienia. Dawniej pierścionki, obecnie rzadko zakładam biżuterię.
16. Jeżeli kogoś nazywam swoim przyjacielem to jest to osoba, która znam lata i wiem, że mogę powierzyć każdy sekret.  Zawsze twierdziłam: jeżeli masz prawdziwego przyjaciela to żaden psycholog ci nie jest potrzebny.
17. Lubię gry planszowe, zazwyczaj takie, które nie mają tysiąca zasad i pozwalają na spędzenie czasu w wesołej atmosferze przy większym gronie osób.
18. Nie mam drugiego imienia. I w niczym mi to nie przeszkadza. :D
19. Zawsze marzyłam by przed śmiercią doświadczyć prawdziwego zakochania. Takiego jak w filmach. Wielkie chwile uniesień, motylki w brzuchu. Normalnie widząc takie coś robiłam: phi! Teraz już wiem, że  coś takiego istnieje i jestem szczęśliwie (nie zapeszając) zakochana. :)
20. Uważam, że nie na darmo składając komuś życzenia mówimy: przede wszystkim zdrowia. To nie jest pusta fraza. W momencie, kiedy podupadamy zdrowotnie, zaczynamy dostrzegać jak bardzo istotne są z pozoru trywialne rzeczy.
21. Jestem osobą na co dzień spokojną i szczerą, ale przekrocz szerokie granice mojej tolerancyjności a dowiesz się jak bardzo jesteś w stanie rozjuszyć zodiakalnego byka. Bez kija nie podchodź.
22. Lubię czytać artykuły związane z ciekawostkami w medycynie bądź ogółem nauce.
23. Przedostatni: jestem koloryzacyjną dziewicą:P Nigdy nie farbowałam włosów ale chyba niedługo nadejdzie pora:'( Mam 4 siwe włosy... :( Smuteczek.
24. 24! Właśnie tyle stuknęło mi wiosenek! I właśnie tyle chciałabym mieć obserwatorów bloga w nadchodzących miesiącach! A więc moi mili:D Dostanę prezencik? ;)

Dziękuję tym, którzy dotrwali ze mną do końca a także wszystkim, którzy zaglądają od czasu do czasu na mojego bloga.
Może tak nietypowo ale to ja złożę Wam życzenia: zdrowia, szczęścia i dostatku :)



5/04/2015

Czy będzie 'BOOM!'?

Przede mną leży stos produktów a ja nadal nie mam weny ani pomyślunku od którego zacząć...
Chyba rażące opakowanie sprawdziło się i spełniło zadanie marketingowców:) Zaczynam więc od czegoś co 'krzyczy' do mnie kolorem z pojemnika na tusze. :)
Firma Wibo tak całkiem niedawno wypuściła nowy tusz 'BOOM BOOM Mascara'.

APLIKACJA: mamy tu do dyspozycji silikonową szczoteczkę, na moje nieszczęście dość grubą. Chyba jeszcze mi się nie zdarzyło by pomalować się tak by górna powieka była nietknięta tuszem :/ Poza tym szczoteczka ma drobne silikonowe ząbki o różnych długościach. Myślę, iż miało to za zadanie ułatwić np. malowanie dolnych, krótszych rzęs. Pomysł niby dobry ale w praktyce jest już gorzej. By ładnie rozdzielić rzęsy musimy się sporo namachać.
CENA: ok. 13zł
EFEKT/FORMUŁA: efekty możemy obserwować na zdjęciu poniżej. Rzęsy będą pogrubione jeżeli będziemy się umiejętnie posługiwać szczoteczką lecz nie jest ona na tyle precyzyjna by idealnie je rozdzielić:/. Odnośnie formuły... Na początku kiedy tusz jest świeży to pomalujemy każda rzęskę.  Niestety po ok. miesiącu konsystencja stała się gęsta i zdecydowanie łatwiej było o grudki.  Ponad to rzęsy są sztywne i mam wrażenie jakby... obciążone?...

TRWAŁOŚĆ: jedno pozostało niezmienne wraz z upływem czasu. Tusz jak się osypywał tuż po otwarciu tak i przy końcu jego żywota. Po 3 godzinach już czułam drobne ziarenka zastygłego, czarnego kosmetyku pod okiem. Przetarłam ( bo cóż innego mi pozostało;)) i chodziłam tak do wieczora, lecz wtedy ubytki są już widoczne na rzęsach.

Dlaczego kupiłam?
Silikonowa szczoteczka chyba wydała mi się wystarczającym wabikiem. Dodatkowo miałam okazję nabyć go w jednej z super promocji więc czemu nie spróbować?
Największa wada?
Osypywanie się oraz nieprzyjemne uczucie sztywnych rzęs i kłujących kiedy się je dotknie.
Wyjątkowa zaleta?
Nie znalazłam nic co by kazało mi ponownie wrócić do tego tuszu.
Podsumowanie.
Pomimo, iż sobie ponarzekałam na ten produkt to i tak nie wydaje mi się on taką wielką tragedią (o ironio...). Nie mogę narzekać, że zasycha szybko ani na to, że nie idzie nim pomalować rzęs. Owszem, nowa szczoteczka wymaga niemal jubilerskiej wprawy (więc kiedy się śpieszę to sięgam po coś innego) a jego osypywanie się wprowadza mnie w stan irytacji bo jakoś średnio lubię być pandą. Kosztował mnie coś koło 7zł. Więcej nie powrócę do niego ale też nie płaczę, że miałam okazję go używać. :) Ot taki sobie średniaczek w ogólnej ocenie 3/5. Moja nota bierze się stąd, że już próbowałam tuszy za 30zł i więcej, które nawet się nie umywały do tego z Wibo.