Dziś firmy prześcigają się, by oferować nam coraz to nowsze rarytasy i zaspokoić nasze ' kosmetyczne pragnienia'. Ja uwielbiam zdrowy glow ale warto pamiętać, by nie przesadzić z nim, zwłaszcza podczas upalnych dni, kiedy to nasza skóra sama z siebie wydaje naturalny blask;) A jak mawiają dziadkowie: co za dużo to niezdrowo! :))
Tu coś pobawiłam się z lampą:/ Ale to tylko dlatego by pokazać Wam jak faktycznie może mienić się ten cudak. Pewnie jednka interesuje Was efekt na licu... To i takowy się pojawia:)
A niech będzie moja skóra niewyfotoszopowana i błyszcząca. Miała lepszy dzień to jej się należy;)
Ogólnie z zdjęć jestem bardzo niezadowolona bo nijak nie potrafię ująć jak przyjemny jest ten rozświetlacz. Ale może w opisie jakoś się wykażę :/
APLIKACJA: przyjemna, warto mieć lekką rękę bądź przyzwoity pędzel by ładnie zatrzeć granice. Dla początkujących radziłabym zastosować metodę małych kroczków przy nanoszeniu go :)
CENA: w regularnej sprzedaży 15zł za 7,5g. Waga ta jak na rozświetlacz wydaje się olbrzymią ilością do wykorzystania, zwłaszcza że całość powinna być zużyta do 12 miesięcy po otwarciu.
OPAKOWANIE: plastikowe, dość grube jednak przyjmie każde zadrapanie. Póki co zatrzask działa prawidłowo i mam nadzieję, że ten stan utrzyma się możliwie najdłużej.
KOLOR: zdecydowanie ciepły, powinien ładnie współpracować z opaloną cerą. Ma lekko beżowo-złote tony przełamane odrobniną brązu (ale odrobinką!). Nie jest powiedziane, że sprawdzi się tylko u osób z ciemniejsza karnacją. Na mojej nawet nieopalonej cerze wygląda bardzo ładnie wtapiając się w nią.
FORMUŁA: wypiekana, niepyląca, dość miękka. Brak mu typowej twardości produktów wypiekanych. Mam nawet wrażenie, że jest... miękki... Poniekąd pewnie dzięki tej formule możemy wykreować look 'mokrej skóry' dając go w większej ilości. Posiada drobinki ale tak drobniutko zmielone, że byłoby to obelgą gdybym nazwała je brokatem.
TRWAŁOŚĆ: jak dla mnie bardzo dobra. Wiadomo, że jak będziemy ingerować w makijaż to stopniowo będzie on schodził natomiast kiedy łapska utrzymamy z dala od twarzy, to rozświetlacz wytrwa tyle ile podkład.
Rozświetlaczy ci u mnie dostatek a nalot na szafę w Naturze robiłam 3 razy za każdym ostatkiem sił powstrzymując się przed jego zakupem. Ostatnim razem uległam i zupełnie nie żałuję bo posiadam już niemal taki zbiór, że kolejny produkt nabłyszczający mi nie potrzebny choć nadeszła era strobingu.
Największa wada?
Brakuje mi tylko możliwości wyciągnięcia produktu z tego pakowania i przełożenia go do np. kasetki magnetycznej. Taka tam fanaberia;)
Zdecydowana zaleta?
Jest piękny! I nazywa się Princess Dream:) Coś więcej?
Podsumowanie.
Na co dzień radziłabym nie szarżować z jego ilością. Przestaję go także stosować kiedy na buzi pojawiają mi się nieprzyjaciele bo niestety produkty tego typu lubią podkreślić każdą nierówność skóry. Poza tym pięknie się mieni, brak efektu tandety. Znam parę osób, które stawiają go nad osławioną wieki temu Mary-Lou Manizer. Nie wiem czy to dobra alternatywa dla osoby kompletnie początkującej niestety, bo efekt raz dwa może być zbyt intensywny przy odrobinie nieuwagi:/ Ale w końcu kosztuje 15zł! (od święta 9zł) więc mówię nic tylko brać, bo przecież na czymś trzeba się uczyć;) Dodatkowym mega plusem jest to, iż odcień rozświetlacza z My Secret będzie się pięknie stapiał z cerą, niezależnie od jej tonów.
Na sam koniec taki bonus czyli porównanie już chyba okrzykniętego kultowym rozświetlaczem z niższej półki cenowej, a więc Lovely, Gold Highlighter a naszym dzisiejszym złotkiem czyli My Secret, Face Illuminator;) Oba są moimi faworytami.
śliczny, na pewno się mu przyjrzę :)
OdpowiedzUsuńPolecam bo warto :)
UsuńUwielbiam go :)
OdpowiedzUsuńJa też :D
Usuń