6/28/2015

Ulubieniec! Czyli matowa paleta cieni od Makeup Revolution

Biorę łyka już trzeciej kawy tej niedzieli i idąc za szusem, piszę kiedy moje myśli wreszcie osiadają wokół kosmetyków a nie miliona innych rzeczy. Wiem, że szał na Makeup Revolution powoli cichnie, chociaż nadal nie przestają nas zaskakiwać swoimi nowościami. Ostatnio w głowie zawróciła mi nowa seria szminek Iconic Pro.... Ach!...
No ale pora wrócić na planetę Ziemia i najlepiej do własnej kosmetyczki;)

Dziś przedstawiam Wam mojego zdecydowanego faworyta w codziennym, kosmetycznym życiu tj. paletę firmy Makeup Revolution ESSENTIAL MATTES. Nie wyobrażam sobie bez niej mojego dziennego makijażu (i to w takich granicach cenowych). Jak widać nie ukrywam, że to mój faworyt od... 4 miesięcy nieprzerwanie. Jadę gdzieś to co biorę? Właśnie tą paletę! ;) Nawet kredkę do oczu sobie daruję.

Owa królowa przedstawia się tak:

Nie będę Wam jej 'słoczować' to internety już dość tej słodyczy dźwigają :)
CENA: ok. 20zł, warto wziąć pod uwagę koszty przesyłki bo tylko tak ją możemy nabyć.
FORMUŁA/KONSYSTENCJA: podczas nabierania na pędzel dość pyląca.
OPAKOWANIE: no to jest zdecydowany i najbardziej konkretny minus całej tej pięknej historii. Opakowanie jest z cienkiego, podatnego na zarysowania plastiku. Zatrzask ukruszył się po niecałym miesiącu a samo wieczko wygląda jakbym go codziennie targała za sobą na sznurku po ziemi... Dodam, iż wcale to opakowanie tak dużo ze mną nie przeszło. Do całości dołączona jest dwustronna pacynka, której używam tylko do aplikacji cieni z palety ICONIC 3.
PIGMENTACJA: w zależności od koloru. Co prawda większość z cieni traci na intensywności podczas blendowania lecz mi zupełnie ich nasycenie wystarcza do makijażu codziennego. Efekt przecież możemy stopniować. Jasne cienie na powiecie wyglądają bardzo podobnie zwłaszcza nr 3 i 4 (licząc od lewej).
TRWAŁOŚĆ: każdy cień zawsze nakładam na powiekę pokrytą wcześniej korektorem. Nie mam więc żadnych zastrzeżeń bo wytrzymują prawie cały dzień jedynie troszkę tracąc na intensywności.

Dlaczego kupiłam?
Jest to jedna z niewielu dostępnych na rynku, całkowicie matowych palet cieni a zazwyczaj takich używam do makijażu na co dzień, więc są niezbędne.
Największa wada?
Hm... Za cenę 20zł nie mam się do czego doczepić. Mi osobiście średnio podobają się fiolety ('brudne' fiolety) i niebieski zamieszczone w palecie (jak będę płacić ponad 10zł za 1 sztukę cienia to wtedy będę narzekać na pigmentację:P). Dodam, iż firma Makeup Revolution wyszła tak jakby na przeciw moim oczekiwaniom i wydała paletę zawierająca maty w odcieniach brązów i beży.
Wyjątkowa zaleta?
Wspominałam? Są matowe!;) I paleta zawiera dużo jasnych, użytecznych przy naturalnym  makijażu kolorów.
Podsumowanie.
Nie wyobrażam sobie bez niej makijażu. Cienie dobrze się nabiera na pędzel, troszkę pylą, ale i nie ma problemu z ich rozblendowaniem. Przydają się także w makijażach wieczorowych bo przecież zawsze potrzebujemy matowego beżu czy odcienia żółtego do korekty tego i owego. Paleta nie jest ideałem, żeby sobie ktoś nie myślał. Zamieszczony w niej czarny to bardziej grafit na powiece a jeden z siwych wpada w fiolet po aplikacji. Uważam jednak, że jest to niezła alternatywa dla osób, które malują się a'la naturel bądź zaczynają z makijażem. Wiadomo, że jest wiele firm, które zaoferują nam matową paletę np. Urban Decay ale patrzcie na cenę... Jak kiedyś nastąpi u mnie skok gotówki to będę rozmyślać nad czymś bardziej 'profesjonalnym' a na razie jestem na etapie kompletowania pojedynczych cieni z np. Kobo z których jestem jeszcze bardziej zadowolona (ale przyznacie, że ten 'biznes' wychodzi drożej:/)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz ucieszy mnie jak dziecko kinder niespodzianka, więc z góry dziękuję;)